Książki o smokach i nie tylko

Napisałem wiele książek popularnonaukowych, w tym kilka o smokach: "Smok wawelski w kręgu mitu i historii", "Smoki i smokobójstwo" oraz "Na tropach smoka wawelskiego. Rozwiązanie historycznej zagadki". Ostatnio wydałem zbór opowiadań "Sen dziwny i straszny".

W dawnych czasach wierzono, że istnieją smoki jako zwierzęta szatańskiego pochodzenia. Uważano, że niektóre części ich ciała mają własności lecznicze. Miał to być kamień smoczy i krew smocza. Z czasem te historie okazały się mistyfikacjami medycznymi.

Na ten temat wydałem książkę pt. "Kamień smoczy i krew smocza. Z dziejów osobliwości medycznych". 

Więcej o kamieniu smoczym i krwi smoczej oraz o książce jest na mojej stronie internetowej, link: Kamień smoczy i krew smocza - książka

 


Staniemy się cyborgami, a czas życia ludzkiego będzie określany według zasług na rzecz Wielkiego Bankiera! Patronem ludzkości będzie św. Numer, a bogiem świata stanie się szatan!

 

"Sprzedaż duszy na złom" - to moja najnowsza książka o tym, co zagraża człowiekowi  
w przyszłości, co stanie się z ludzkością i jaką wartość ma poszukiwane sensu życia, a także o absurdzie istnienia i o nicości. 
Jednakże nie jest to książka o pesymizmie, lecz o nadziei, że zło tego świata zostanie pokonane, że musi istnieć jakiś sens i konkretny cel egzystencji ludzkości,
bo wszystko byłoby absurdem na skalę nieskończonego kosmosu.
Krytykując absurd i nihilizm, człowiek może dostrzec cień Boga, a to już jest początkiem wielkiej nadziei chroniącej człowieka przed poczuciem nicości, czego świat materialny nie może uczynić!

 


Jeśli klikniesz link, to przeczytasz  fragment tej książki: Sprzedaż duszy na złom


Książka jest dostępna jako e-book i w wersji papierowej jako druk nas zamówienie.


Polecam!
Marek Sikorski

 

.

 

Zgubny urok. Opowieści osobliwe

 

 

.

Zgubny urok. Opowieści osobliwe - moja najnowsza książka,
wyd. II 2020 r.,
Wydawnictwo Sativa Studio

Projekt okładki, projekt graficzny i skład
Katarzyna Malkusz Sativa Studio
.
Link strony autora:
.

 

 

.

Marek Sikorski, Zgubny urok. Opowieści osobliwe

.

Spis treści


Zgubny urok ……………………………........………… 7
Diabelskie zwierciadło ………………………....……. 11
Mniszka bez welonu ……………………….......……. 14
Sen dziwny i straszny ………………………....……. 21
Pięta achillesowa ateisty …………………....…….. 23
Milioner ………………………………………...........……. 25
Anioł się pojawił ………………………….........…….. 28
Sposób na karpia …………………………....……….. 31
Wieczór andrzejkowy ………………………...…….. 34
Człowiek zwany Psem ………………………...……. 36
Wigilijne mroki ……………………......……………… 40
List Pana Jezusa do proboszcza ………..…………. 43
Portret matki rybaka …………………….....………. 45
Stary Albert ……………………..........………………. 48
Kapelan więzienny ………….....……………....……. 51
Mroczna kaplica cmentarna ……………....……. 54
Trędowata żebraczka ………………………....……. 58
Pierścionek z trzema rubinami …………….……. 61
Wystrzałowa zabawa sylwestrowa ……….……. 64
Wojtek ma dobre życie ………………………....……. 70
Diabelski młyn …………………….........…....……. 73
Męczeństwo starego Tarasquo ……………...……. 75
Serce psa ………………..................………....……. 78
Upiór w lustrze …………………….........…....……. 81
Wirus cywilizacji śmierci ………….....…….……. 83

 

.

Człowiek zwany Psem
/opowiadanie ze zbioru pt. "Zgubny urok"/ 
 .


   Długo zastanawiałem się, czy powinienem o tym napisać, gdyż jest to historia prawdziwa, którą wielu mogłoby potraktować jako zmyśloną. Wprawdzie granica między wyobraźnią a rzeczywistością jest w wielu przypadkach płynna, szczególnie w sztuce i literaturze, to jednak tym razem ważną rolę odgrywa prawdopodobieństwo. A wykładnikiem prawdopodobieństwa owego zdarzenia jest fakt, że każdego roku w zimie zamarzają biedni ludzie.

 

O tym jest ta historia! 

 

Artur Nowidzki zamieszkiwał w małym domku we wsi Jarnołtowice, która leży, jak niektórzy mówią, na końcu świata, ale w rzeczywistości znajduje się ona tuż przy granicy polsko-czeskiej.

 

Nie bardzo mu się podobało tutaj. Dom stał w niedogodnym miejscu, bo obok ordynarnej knajpy, w której zbierały najgorsze typy ze wsi. Popijali tanie trunki, czasami aż do północy, przy tym przeklinali, wrzeszczeli i wszczynali bijatyki. Pewnego razu grupa takich wiejskich pijaków stanęła przed domem Artura i wyzywała go od najgorszych, tylko dlatego, że on nie pił z nimi i nie zawierał żadnych znajomości. W ten sposób różnił się od nich, co nie podobało się tej grupce i wzbudzało jej niechęć i agresję.

 

– Ty dziadu! Ciebie to nawet na wódkę nie stać! – krzyczał swego czasu do Artura niejaki Kulski, miejscowy pijak zwany Kuternogą, bo miał jedną nogę krótszą. Każdy się z nim liczył. No może oprócz własnej żony, która wyrzuciła go z domu. Zamieszkał u brata, a ten miał mocną pozycję we wsi, dobrze trzymał z proboszczem, bo był kościelnym.

 

Lecz to nie koniec cierpień Artura. Owa pijacka banda postanowiła zniszczyć coś w jego ogrodzie, aby pokazać swoją siłę. We wsi liczył się wśród ludzi ten, kto okazywał się być mocnym w gębie i w rękach. Pewnego dnia zdemolowali mu meble ogrodowe i ukradli metalową bramkę. Kradzież bramki należała do wiejskich zwyczajów i jej celem było pokazanie, że ów delikwent już nie może oddzielić się od reszty i jej podlega – brutalny i rzadki to obyczaj.

 

Z czasem knajpa zbankrutowała. Straciła swoich bywalców, gdyż w innej części wioski ktoś otworzył nową karczmę. Pijakom spodobało się popijanie w ładnym pomieszczeniu i siedzenie na wygodnych krzesłach.

 

Artur odetchnął z ulgą po zamknięciu tego siedliska pijaństwa i hałasów. Niestety, na tym jeszcze nie koniec. Dzieci sąsiadów dorastały i zaczęły pozwalać sobie na coraz więcej, zwłaszcza że matka późno wracała z pracy do domu. Ojciec nie wytrzymał owego wiejskiego życia i opuścił ich na stałe. Ponoć wyjechał do Włoch i tam założył sobie nową rodzinę. Opuszczone dzieci koiły swój smutek w rozrywce i różnych zabawach. Zazwyczaj puszczały głośno muzykę i to tak bardzo, że Artur nie wytrzymywał tego.

 

Czarę goryczy i zniechęcenia dopełniło pewne smutne zdarzenie. Otóż, jednej nocy zimy wiatr zerwał mu część dachu i żaden z sąsiadów nie odważył się pomóc w naprawie. Niektórzy pobożni mieszkańcy, gdy szli rano do kościoła, odwracali głowy w drugą stronę, byle nie patrzeć na dom Artura, a jak wracali z nabożeństwa, to też unikali spoglądania w tamtym kierunku. Nawet cieszyli się z jego nieszczęścia, gdyż ich zdaniem Artur, uważany za bezbożnika, został wreszcie ukarany. On nie był bezbożnikiem, tylko, zgodnie z biblijną zasadą zawartą w pierwszym psalmie, postanowił nie zasiadać w świątyni wspólnie z niegodziwcami.

 

I tak mijał czas Artura wśród nieżyczliwych ludzi. W jego sercu narastało rozgoryczenie i niechęć do otoczenia. Postanowił milczeć, unikać jakikolwiek spotkań i rozmów, a zakupy robił w innej miejscowości.

 

Jedynymi jego przyjaciółmi były dwa psy. Jeden rottweiler – groźny i straszny, którego otrzymał w prezencie wiele lat temu od kogoś znajomego. Drugi zaś owczarek podhalański – pies łagodny i spokojny, którego przygarnął swego czasu Artur prosto z ulicy. Ktoś we wsi pozbył się tego psa i wyrzucił go pewnej nocy na ulicę. Pies kręcił się po niej przez kilka dni. Pewnego dnia spał w ogrodzie Artura. Ten zlitował się on nad nim, dał jeść i przygarnął. Artur często spacerował z tymi psami. Ludzie widzieli, że dbał o nie i dobrze je traktował.

 

Mieszkańcy wsi nie rozumieli tego, że człowiek może przyjaźnić się ze zwierzętami. Wieś ma w sobie coś brutalnego. Tu zabijanie zwierząt jest na porządku dziennym, przecież żywność pochodzi z zabijanych zwierząt, więc okazywanie im litości to sprawa nienormalna – tak niestety jest na wsi.

 

Artur poznał wiejską brutalność. Jego sąsiad, chcąc zaoszczędzić na weterynarzu, postanowił osobiście scyzorykiem kastrować prosięta. Robi się to, aby później u świń uzyskać wyższą masę mięsną. Zwykle zajmuje się tym weterynarz, ale według niektórych lepiej mu nie zapłacić i za to kupić sobie wódkę. Tak uczynił pijany sąsiad, a prosiaki z bólu rozdzierająco kwiczały.

 

Inny sąsiad z kolei zabił własnego psa. Był to wilczur, który kilkanaście dobrych lat pilnował jego domu. Z czasem zestarzał się i zachorował. Wył z bólu i czuł zbliżającą się śmierć, więc chciał pożegnać się z gospodarzem. Ten wyskoczył wściekły z domu i skopał psa na śmierć. Potem ogolił się, ubrał świeżą koszulę i zawiązał krawat, by wraz z rodziną pójść na spacer, bo w południe miał zacząć się wiejski festyn i zapowiadano promocję lodów truskawkowych i czekoladowych.

 

Jedna z sąsiadek Artura zaspała pewnej niedzieli i nie zdążyła na czas zabić kury na rosół. Regułą jest, że zabita i wypatroszona kura musi przez kilka godzin zesztywnieć, dopiero potem wrzuca się do garnka; inaczej nie czynią wiejskie gospodynie. Dlatego uśmierca się drób z rana. Spieszyła się do kościoła i miała na sobie ładną sukienkę. Wtedy to zabiła kurę. Tak mocno waliła siekierą w jej szyję, że krew popryskała ubranie. Z tego pośpiechu nie zauważyła czerwonych plam na nowej ładnej sukience i tak poszła do ludzi.

 

Pewnego zimowego, mroźnego dnia Artur zachorował – i to tragicznie. Nie mógł nawet się poruszać. Miał silne bóle w okolicy brzucha i każdy ruch ciała je potęgował.

 

Niestety nie miał we wsi przyjaciół. Ludzie unikali go, do czego przyczynił się dodatkowo fakt, że niektórzy bali się jego psów. W ten sposób Artur nie mógł oczekiwać jakiejkolwiek pomocy od mieszkańców. Nawet gdyby wezwał pogotowie, nikt nie ryzykowałby spotkania z jego psami.

 

Jedynymi towarzyszami cierpienia były jego dwa psy. Artur mimo choroby dbał o nie, gotował im jedzenie, dostarczał wodę i wypuszczał do ogrodu. Pewnego dnia miał tak silne bóle, że nie mógł się wyprostować i jednym sposobem poruszania było chodzenie na czworaka. W takiej pozycji wyszedł z psami z domu do ogrodu. Wiadomo, że psy muszą wyjść na zewnątrz z przyczyn fizjologicznych.

 

– Ty już całkowicie zwariowałeś, że psa udajesz! – krzyknął ktoś z przechodniów.

 

Bardzo się tymi słowami zasmucił Artur i postanowił wywiesić kartkę w napisem: „Jestem chory, proszę o pomoc”.

 

Te słowa napisał na papierze, ale wykonał to farbkami wodnymi, bo takie tylko miał, a śnieg oraz wilgoć rozmyły napis.

 

Tego dnia wieczorem, choć padał śnieg, wyszedł on na czworaka z psami z domu, bo zauważył sąsiadów. Ci przeszli obojętnie, tylko ich dziecko odwróciło głowę, lecz matka je szarpnęła.

 

– Daj sobie spokój, to przecież wariat! – krzyknęła na dziewczynkę.

 

Sypał śnieg, jak zwykle o tej zimowej porze, sypał mocno i pokrywał wszystko bezlitośnie swoją bielą.

 

Nazajutrz przechodzący ulicą koło domu Artura mieszkańcy widzieli w ogrodzie jego dwa psy stojące przy sporej kupie śniegu. Psy wyły i wyły, z zimna i z bólu. Kiedy słońce swoimi ciepłymi promieniami stopiło śnieg, po jakimś czasie koło psów powoli zaczęło się ukazywać leżące ciało martwego Artura.

 

 

Mit smoka wawelskiego. O mojej najnowszej książce słów kilka!

Może kogoś to zdziwi, że w takich smutnych czasach promuję swoją książkę o smoku wawelskim, ale ona dotyczy właśnie problemu zła na świecie.

Kiedyś człowiek nie rozumiał pewnych zjawisk biologicznych czy społecznych i ich znaczenie tłumaczył w kategoriach m.in. biblijnych, jako obecność szatana objawionego przez smoka (na przykład zob.: "I został strącony wielki Smok, Wąż starodawny, który się zwie diabeł i szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię, został strącony na ziemię, a z nim strąceni zostali jego aniołowie" Ap 12, 9 ).

O co chodzi w mojej książce? Sprawa to prosta! Rozwiązałem zagadkę mitu smoka wawelskiego! To nie był smok! Nie każdy potwór musiał być smokiem. Jego pokonanie uznali dawni kronikarze za  chwalebny czyn i z czasem ta historyjka, uważana kiedyś za prawdziwą, stała się największym mitem narodowym, ale dziś zapomnianym i sprowadzonym do świata bajek!

Polecam moją książkę pt. "Rozważania o chwalebnym smokobójstwie. Mit smoka wawelskiego"! 

 

 

.

Jeśli klikniesz  link, to możesz przeczytać spory fragment: Rozważania o chwalebnym smokobójstwie. Mit smoka wawelskiego

Jest to jedna z kilku moich książek o smokach, ale tym razem najnowsza. Dotyczy idei walki ze złem, zwanego smokobójstwem na przykładzie mitu smoka wawelskiego.  

Książkę można nabyć w systemie online w wersji e-booka i w postaci drukowanej kolorowej i czarno-białej (link wyżej).

Pozdrawiam! 

Marek Sikorski

 

Strona autora:  Marek Sikorski i jego książki

 

 

Rozważania o kościach smoka. Mit smoka wawelskiego

Rozważania o kościach smoka

 

  Pokonanie smoka to czyn wielce chwalebny, bohaterski i ważny dla potomnych. Zabiciu smoka, jak dowiadujemy się z różnych mitologicznych czy hagiograficznych historii, towarzyszyły uroczystości, zakładanie miast, fundowanie świątyń oraz wystawianie smoczego trofeum. Gdy pokonano smoka, z którym walczył św. Jerzy, to od razu ufundowano kościół ku upamiętnieniu zwycięstwa i chwale Bożej.
Historia smoczego triumfu św. Jerzego była znana na Wawelu, bo pod tym wezwaniem powstała jedna z pierwszych wawelskich świątyń i znajdowała się ona tuż nad tzw. Smoczą Jamą.
  Ze smokiem wawelskim związany jest też motyw triumfu, a przypominają o tym wiszące na ścianie katedry wawelskiej, tuż przy wejściu, olbrzymie kości. Przed stuleciami uważano je za autentyczne resztki po smoku wawelskim. Nikt nie sprzeciwiał się, że wiszą one w tak zaszczytnym miejscu, a znajdują się tam od stuleci. Ich wielowiekowe istnienie na ścianie katedry potwierdza list, który napisał krakowski uczony i podróżnik Marcin Fox do wielce uczonego Ulissesa Aldrovandiego — światowej sławy znawcy smoków: „Widzimy inne o wiele większe, wśród nich te, które wiszą w świątyniach zamku krakowskiego na łańcuchach”.
Kilkadziesiąt lat temu oceniono te kości pod względem naukowym i bez wątpliwości uznano je za prehistoryczne pozostałości wieloryba, nosorożca i mamuta. Nie mniej w tradycji historycznej uchodziły owe kości też za resztki po gigantycznych zwierzętach przedpotopowych, a do takich przecież należy według dawnych przyrodników smoki!
Sprawę smoka wawelskiego traktowano w przyrodoznawstwie poważnie. Przyrodnik i jezuita Gabriel Rzączyński (1664—1737) w dziele Historia naturalis curiosa Regni Poloniae, wydanym w 1721 roku pisał o smoku wawelskim i zwrócił uwagę też na zagadnienie smoczych kości.
 Zadziwiający jest fakt, że umieszczono te kości w tak zaszczytnym miejscu, jak królewski dom modlitwy i nabożeństw, jakim była przecież katedra wawelska. Być może mamy tu do czynienia z ideą miejsca trofealnego, ze znakiem i przedmiotem upamiętniającym zwycięstwo nad smokiem. Jest to współistnienie dwóch równoległych wartości: świątyni, jako miejsca, w którym mocą sakramentu pokonuje się zło, oraz kości uważanych za resztki po smoku, którego w religii utożsamia się ze złem, ale pokonanym. To jakby współistnienie dwóch światów. Pierwszy to świat zła pokonanego przez sakrament mszy świętej, bo taką funkcję spełnia wawelska katedra, a drugi to świat zła pokonanego przez zwycięski czyn władcy polskiego, w rozumieniu dawnej historiografii. W to wierzono w zamierzchłych czasach. Smoka, czyli zło, pokonał jeden z pierwszych władców polskich, chociaż jeszcze nie chrześcijański, ale temu bliski, bo pokonał zło.
Nie jest to przypadek, że przed stuleciami powieszono te kości w tak zaszczytnym miejscu. Stały się one bowiem na mocy swojej historii jakby relikwiami — pamiątkami zwycięstwa nad smokiem, potworem lub czymś jeszcze gorszym, ucieleśniającym wszelkie zło, smok wawelski bowiem czynił zło. Obecnie owe kości mają przypominać o smoczej legendzie. Przed stuleciami, w czasach kiedy każdy czyn i myśl religijna były kontrolowane (np. przez instytucję Inkwizycji), niedopuszczalne byłoby traktowanie tych kości jako substytutu legendy, tym bardziej w tak religijnym miejscu, jak katedra wawelska.
  Kościół albo uznawał coś za zgodne z doktryną, albo odrzucał jako z nią sprzeczne i nie było kompromisu, tak jak nie ma kompromisu między prawdą a fałszem, dobrem a złem oraz Bogiem a szatanem. Zatem nie można mówić o przypadkowym zawieszeniu tych kości na ścianie katedry, lecz o celowej i to poważnie potraktowanej sprawie. Przecież to miejsce, którędy przechodzili królowie polscy, dostojnicy kościelni, wielcy teologowie, a także inkwizytorzy, którzy przecież przebywali w Krakowie. Nikt nie pozwoliłby na pogański czyn powieszenia kości, które nie były świętymi relikwiami, w tak ważnym dla chrześcijańskiego królestwa miejscu.
W tej sprawie chodzi o religijną interpretację zła, które jest realne, widoczne i, można powiedzieć, objawione. Kościół nawet dziś nie może odstąpić od uznania istnienia szatana. Byłoby to sprzeczne z teologiczną ideą zbawienia — według teologów najważniejszym celem istnienia Kościoła.
  Szatan pokazywał się światu jako smok, a wyraźnie czytamy o tym w Apokalipsie. A święci Pańscy, jak zabijali smoka, głosili egzorcystyczne formuły, a nawet bili go krzyżem po łbie, bo znak Krzyża Świętego jest najmocniejszym egzorcyzmem.
Rzekome smocze kości wiszą obecnie na ścianie katedry wawelskiej w pobliżu dwóch gotyckich rzeźb, a mianowicie nad płaskorzeźbą przedstawiającą niebiańskiego pogromcę smoka, czyli św. Michała Archanioła, oraz w pobliżu rzeźby św. Małgorzaty — równie ważnej postaci ze świata smoczych pogromów ( te płaskorzeźby były przez pewien czas zamurowane, tzn. od lat trzydziestych XVII wieku do 1897 roku).
Mimo wszystko nasi przodkowie byli przekonani, że katedra wawelska, jako symbol władzy chrystusowej, wyrosła na wzgórzu, pod którym mieszkał tenże smok, głosi to owa bajeczna historia, lecz kiedyś uznawana za prawdę dziejową. Ten religijny motyw pokonania zła objawionego jako smok był mocno zakorzeniony na Wawelu. Świadczy o tym olbrzymia ilość zabytków przedstawiająca świętych Pańskich walczących ze smokami oraz wiele innych wizerunków tego diabelskiego gada, które spotykamy na Wawelu i w innych miejscach Krakowa.
  Wawelska smocza historia, choć sięgająca pogańskich czasów, mocno wpisuje się w religijny chrześcijański motyw walki ze złem, bo smoki kojarzono w średniowieczu i też w późniejszych czasach z szatanem — największym złem.
Wzgórze wawelskie, związane z panowaniem władców polskich, to teren, na którym jako pierwsze świątynie wystawiono dwa kościoły poświęcone bożym pogromcom smoków, czyli św. Jerzemu (pierwsza wzmianka pochodzi z 1229 roku) i św. Michałowi Archaniołowi ( pierwsza wzmianka pochodzi z 1148 roku). W zamierzchłych czasach nad miejscem rzekomego smoczego mieszkania stała romańska świątynia, najprawdopodobniej pod wezwaniem rycerza smokobójcy św. Jerzego. O tej świątyni pisał w XVII wieku uczony ksiądz krakowski Piotr Hyacinth Pruszcz: „Także w Zamku ten kościół iest zaraz po przyjęciu Wiary Swiętey zbudowany”, ale kilka wieków wcześniej, bo w XV stuleciu, wymienił te kościoły Hartmann Schedel w swojej słynnej Weltchronik. Zapewne to nie był przypadek, lecz celowe nawiązanie do pogańskiej historii ze smokiem wawelskim, ale ideowo bliskiej chrześcijaństwu, mówiącej, że smoki, niezależnie od epoki i miejsca, były złem, szatanem i diabłem — przeciwnikiem wiary chrystusowej (dopiero w czasach nowożytnych zaczęto mówić o smokach jako zwierzętach, ale ich szatańska przeszłość nie została do końca przekreślona). Krak, chociaż jeszcze nieochrzczony, uważany kiedyś za jednego z historycznych władców, pokonał smoka, czyli zło. W ten sposób przygotował teren do zasiania chrześcijańskiej wiary. To też nie był przypadek. Historia ze smokiem związana z miejscem władzy królewskiej, z ideą władcy pokonującego zło, została celowo podkreślona przez polskich kronikarzy. Kultura chrześcijańska szukała w różnych postaciach historycznych lub mitycznych protoplastów dla swoich wartości: w Sokratesie widziano bożego męża, w Platonie i Arystotelesie bliskich Bogu mędrców, a w Aleksandrze Macedońskim z woli Boga doskonałego władcę. Do tego schematu pasował nasz pogański Krak i jego smocze czyny.
  Rzekome smocze kości na Wawelu — dziś turystyczna atrakcja, okazja do opowiadania o wawelskiej legendzie, zostały zawieszone nieprzypadkowo. Adam Mickiewicz napisał o zwyczaju wieszania kości na ścianach kościołów w sławetnym Panu Tadeuszu:

"I to wiadomo także u starych Litwinów
(A wiadomość tę pono wzięli od rabinów),
Że ów zodyjakowy Smok długi i gruby,
Który gwiaździste wije po niebie przeguby,
Którego mylnie Wężem chrzczą astronomowie,
Jest nie wężem, lecz rybą, Lewiatan się zowie.
Przed czasy mieszkał w morzach, ale po potopie
Zdechł z niedostatku wody; więc na niebios stropie,
Tak dla osobliwości jako dla pamiątki,
Anieli zawiesili jego martwe szczątki.
Podobnie pleban mirski zawiesił w kościele
Wykopane olbrzymów żebra i piszczele".
  Kościoły, szczególnie katedry w stolicach książęcych czy królewskich, wykorzystywano do manifestowania zwycięstwa nad wrogami, w tym nad szatanem. Czyniono to od średniowiecza aż po czasy nowożytne. W średniowieczu istniał zwyczaj wieszania w świątyniach wyprawionych skór krokodyli jako smoczych trofeów. Czynili tak rycerze powracający z wypraw krzyżowych.
Trofealne znaczenie rzekomo smoczych kości ma swój historyczny precedens. Otóż kronikarz Jan Długosz, autor tekstu o wawelskim potworze w swoich Rocznikach, ufundował w 1447 roku kościół w Raciborowicach i to pod wezwaniem smokobójczyni św. Małgorzaty. Był on przekonany o prawdziwości historii z wawelskim stworem. Z tego powodu dla upamiętnienia jego pokonania umieścił na ścianie kościoła rzekomo smocze kości (po kilku stuleciach okazały się one kośćmi prehistorycznego zwierzęcia, ale wiszą do dziś). Długosz wierzył, że są to kości smoka wawelskiego, które po eksplozji (po tym, jak go struto siarką i ogniem) zostały porozrzucane po całej krakowskiej ziemi.
Jak na ironię losu historia smoczych kości odżyła kilka lat temu, ale w zupełnie innym miejscu. Na Lisowicach na Śląsku odkopano bowiem resztki prehistorycznego gada, które po zrekonstruowaniu całości pokazały wygląd zwierzęcia podobny do typowych historycznych wyobrażeń smoka. Z tej przyczyny na podstawie kości zrekonstruowanego gada nazwano smokiem wawelskim i odrodził się mit smoczych kości, lecz nie w wyobraźni religijnej, ale w paleontologii.

.

(opublikowałem bez przypisów)

.

Fragment książki pt. "Rozważania o chwalebnym smokobójstwie. Mit smoka wawelskiego" (2020).

.

W sprzedaży jest moja książka  pt. "Rozważania o chwalebnym smokobójstwie. Mit smoka wawelskiego". Dostępna jest ona w systemie online w wersji elektrycznej i papierowej (czarno-biała i kolorowa). Informacje o książce, jej treści oraz sposobie zakupu znajdują się na stronie internetowej wydawcy:  https://ridero.eu/pl/books/rozwazania_o_chwalebnym_smokobojstwie/

Jeśli klikniesz, możesz przeczytać fragment tej książki!

.

 

Mroczna wigilia w Kłodzku. Wstrząsajace, bo prawdziwe?!

"Jeśli człowiek nie szuka prawdy o Bogu,
to staje się bestią,  mino że chodzi do kościoła."
Henryk z Kolonii,
heretyk, XV wiek
 

.

   W środku miasta, na ścianie ratusza, powieszono kolorowo święcące lampki, które tworzyły napis: „Wesołych świąt! Poczuj się człowiekiem!”. Już od kilku dni migotały światełka, w dzień i nocą, a tysiące przechodniów to widziało i wielu się cieszyło. Napis rozświetlał nocne mroki miasta, w którym panowała nędza i bezrobocie, bo wyprzedano wszystkie fabryki, a ludzi wyrzucono na bruk. Ale było z czego się weselić, bo przecież nadchodziły święta. Nawet największy łotr, zbój, oszust, bogacz i polityk miał okazję poczuć się człowiekiem, choć raz, teraz, w czasie tegorocznych świąt.
Witajcie w Kłodzku! W mieście, w którym nie wszystko jest stracone. Tu można stać się człowiekiem, chociaż tylko raz w roku, ale lepiej tak niż wcale. Dlatego dobrzy mieszkańcy wdrażali ludzkie odruchy w szare codzienne życie, szczególnie w czasie świąt.
A oto najnowszy ich pomysł, poparty przez bogatych i rządzących: „Ludzie dobrej woli powinni zaprosić biednych, bezdomnych i opuszczonych na tegoroczną Wigilię”. Sprawa to trudna, bo wielu było biednych, a niewielu bogatych. Jednak nic straconego, bo przecież od lat mieszka tu rodzina Raziewiczów – znana z dobroczynnej działalności, szczególnie wśród samotnych, bezdomnych i opuszczonych. Od kilku lat zapraszała ona biednych do stołu wigilijnego, oczywiście każdego roku inną osobę. Tym razem wybrano Bartka z pobliskiego Barda. Mieszkał w tej miejscowości od czasów swojej młodości, a teraz na stare lata został samotny, opuszczony przez bliskich, znajomych i przyjaciół. Stało się to po tym, jak kilka lat temu stracił pracę i nie miał z czego żyć, więc też utracił znajomości, kontakty i przyjaźnie. Teraz takie czasy nastały, że bieda staje się czymś innym niż tylko brakiem pieniędzy. Ona usuwa człowieka z życia, a u niektórych wzbudza wstyd i przez to skazuje na osamotnienie. Takie to czasy nastały! Lecz na tym nie koniec, bo jeszcze była rodzina Raziewiczów – dobrodziejów z Kłodzka. Jan Raziewicz trudnił się handlem, miał sklep spożywczy tak wielki, że ludzie nazywali go potocznie supermarketem, choć nim nie był. W tym interesie pomagała mu jego żona Jadwiga, a czasami podczas ferii szkolnych lub wakacji ich syn Andrzej. Znali się oni na produktach żywnościowych i wiedzieli, co dobre i zdrowe. Zwykle planowali szczegółowo święta i gromadzili zapasy według już wcześniej ustalonej listy: figi, daktyle, orzechy, dobre miody, szlachetną oliwę z oliwek, różne czekolady i wiele rodzajów chałwy. Wigilia u Raziewiczów to był luksus, bo pani Jadwiga dobrze gotowała i przyrządzała aż dwanaście różnych potraw. Według symbolicznej zasady religijnej, bo przecież było dwunastu apostołów, a w kościołach zwykle budowano dwanaście filarów, a wszystko to wywodzić się miało z Biblii, gdzie mowa jest o dwunastu pokoleniach Izraela, z których pochodził sam Zbawiciel. Rodzina Raziewiczów była świadoma tych treści religijnych, a wszelkie wątpliwości dotyczące wiary znikały szybko, bo ich przyjacielem był sam proboszcz, ksiądz Nowacki. Ten, siłą rzeczy, wiedział najwięcej o boskich sprawach.
Raziewiczowie byli pobożni, ich dom przypominał niektórym kaplicę, a innym muzeum sztuki sakralnej. Wszystkie ściany wypełniały obrazy religijne: przeróżne wizerunki Matki Boskiej i świętych Pańskich, od Piotra i Pawła począwszy, a na Onufrym i Janie Słupniku skończywszy. Oczywiście nie zabrakło rzeźb, świeczników kościelnych i medalików. W tym domu, w tej pobożnej atmosferze, miało dojść do aktu miłosierdzia. Oto biedny miał spożyć z bogatymi kolację wigilijną, aby on i oni choć raz poczuli się ludźmi, zgodnie z napisem na ratuszu: „Wesołych Świąt! Poczuj się człowiekiem!”.
Z taką nadzieją człowieczeństwa w sercu udał się Bartek na Wigilię do Raziewiczów. O godzinie osiemnastej zapukał do ich domu. Drzwi otworzono szybko i też równie szybko przywitano biedaka, dla którego wstrząsem nie było bogactwo tej rodziny, lecz przeróżne zapachy z kuchni wigilijnej. Cieszył się Bartek, że choć raz poczuje się człowiekiem. Zanim usiadł do stołu wigilijnego, poproszono go, aby zdjął płaszcz, ale też inne części ubrania, bo nie podobały się Raziewiczom przykre zapachy z brudnego ubrania biedaka. Śmierdziały świńskim chlewem, bo Bartek hodował dwie świnki. Tak więc dano mu czystą koszulę, stare, lecz wyprasowane spodnie oraz prawie nowy sweter, który pozostał po zmarłym niedawno teściu. Bartek musiał też zdjąć buty. Powstała przy tym pewna trudność, bo miał dziurawe i brudne skarpety, co jest typowe u biedaków. W taki oto sposób, na pół miłosierny i na pół higieniczny, zasiadł Bartek do stołu wigilijnego. Zanim rozpoczęło się spożywanie dwunastu potraw wigilijnych zmówiono aż trzy długie modlitwy i złożono sobie nawzajem życzenia. Raziewiczowie życzyli Bartkowi powodzenia w życiu i zdrowia. Zdrowie to on miał, a o jakie powodzenie im chodziło, tego mu nie wyjaśniono. No cóż, biedak w oczach bogatych musi mieć zdrowie, bo inaczej nie żyłby już, a jakieś bliżej nieokreślone powodzenie też nie zaszkodzi nędzarzowi, choć na zdrowy rozum, to trudno mówić, że biedakowi może w życiu dobrze się powodzić.
Jednak nie w tym leżał problem wigilijnego spotkania, lecz w czym innym. Bartek, jako biedak doskonały, nie mył się zimą, bo mu wodę zamknięto, gdyż nie miał czym za nią płacić. Trudność sprawiał konflikt między wigilijnymi zapachami kuchni a nieumytym Bartkiem. Trudno było Raziewiczom sprawę rozwiązać w naturalny sposób i wysłać Bartka do łazienki, gdzie była ciepła woda, pachnące mydło i czyste ręczniki. Obawiali się, że pobrudzi im ten przybytek czystości. Wpadli oni na inny pomysł. Skrócili wigilijne spożywanie dwunastu potraw, ale za to zapakowali do pudełka kilkanaście rodzajów słodkiego ciasta świątecznego. Wręczyli to biedakowi, życząc mu „Wesołych Świąt!”.
Otworzono radośnie drzwi i Bartek, zdziwiony i trochę wystraszony, opuścił dom Raziewiczów. Przetarł załzawione oczy i przechodząc przez miasto, spojrzał smutno na świecące na ratuszu lampki z napisem: „Wesołych Świąt! Poczuj się człowiekiem!”.
Bartka czekała długa wędrówka do domu, bo to aż dziewięć kilometrów pieszo, a przecież w noc wigilijną nic nie jeździ. Szedł, szedł on powoli i coraz bardziej stawał się znużony, a pod pachą targał pudełko z kilkunastoma rodzajami świątecznego ciasta.
Dotarł do domu dopiero nad ranem i to w czasie, kiedy zwykle sprzątał mały chlewik i karmił dwie świnie. Wszedł do chlewika, spojrzał na zwierzęta, rozpakował pudełko ze świątecznymi ciastkami i wrzucił jego zawartość do koryta. Głośno, lecz z bólem krzyknął: „Wesołych Świąt! Poczujcie się świnie chociaż raz ludźmi!”.

.

Tekst pochodzi z tomu opowiadań pt. "Diabelski młyn".

.

 

Źródło materiału: http://www.salon24.pl/u/sztukmistrz60/921191,mroczna-wigilia-w-klodzku-wstrzasajace-bo-prawdziwe

Mam coś dla Was, bo wiem, że lubicie się śmiać i bać!

...

 Diabelski młyn to moja najnowsza książka

....

Ludzie lubią się bać i śmiać, zatem mam coś dla Was! 
To opowieści ze świata grozy, horroru, kryminału i humoru.

Polecam moją książkę pt. "Diabelski młyn"!
Jest ona dostępna też w wersji e-booka.

Oto link: https://ridero.eu/pl/books/diabelski_mlyn/#.Wium54eH6F8.link

Jak klikniesz na link, to dowiesz się o autorze,
jego książce, może przeczytasz nawet jej fragment
lub się zdecydujesz na całość?

Wydawca proponuje e-booka i wersję papierową.

.


                                                                                                                    Pozdrawiam!
                                                                                                                    M.Sikorski

 

"Smoki - walka ze złem" .
Moja prelekcja, Festiwal Wiedzy Alternatywnej,

Nysa, dn. 24.09.17 r.

 

Wyjaśniam zagadkę mitu smokobójstwa. Zaznaczam, że jest to prelekcja  popularnonaukowa a nie wykład akademicki. Przeznaczona jest dla szerokiego kręgu odbiorców.

 

.

Na temat autora zob.:

www.marek-sikorski-autor.blog.pl

.

 

 

 

 

 

Moje książki o smokach: "Na tropach smoka wawelskiego", "Smoki i smokobójstwo" oraz "Smok wawelski w kręgu mitu i historii"

 

 

 

 

Napisałem kilka książek na temat smoków. W 2106 roku wydałem książkę pt. Na tropach smoka wawelskiego. Rozwiązanie historycznej zagadki, w 2015 roku wydałem książkę pt. Smoki i smokobójstwo, a w 2012 roku książkę pt. Smok wawelski w kręgu mitu i historii.

 

Marek Sikorski

Na tropach smoka wawelskiego.Rozwiązanie historycznej zagadki

Wydawnictwo Sativa Studio 2016 r.

ISBN 978-83-939333-8-9

 

Spis treści

 

Od autora
Skandal w Krakowie
O kościach smoka na Wawelu
Wincenty Kadłubek pisał o potworze
Spór o smoka wawelskiego
O Smoczej Jamnie inaczej
Zagadka smoczego pomnika
Smok chce pożreć Polonię
Wybrana bibliografia

 

 

Pokonanie smoka wawelskiego jest sławnym mitem narodowym. Bajeczna opowieść o tym oraz o Kraku – legendarnym władcy –  obrazuje zaszczytną ideę zwycięstwa nad złem. Źródła do dziejów kultury narodowej wskazują, że Polacy byli kiedyś z tego dumni.

Pewnym paradoksem tej bajecznej opowieści jest fakt, że według wielu źródeł historycznych, w tym tych najstarszych, nie był to smok, lecz potwór.

W dziejach polskiej historiografii doszło do zamiany motywu potwora w smoka wawelskiego. Kiedyś pisano i to nawet w poważnej literaturze, że to niby Krak walczył i pokonał smoka, a źródła historyczne podają coś innego.

Wincentemu Kadłubkowi, autorowi najstarszego tekstu o tej postaci, nie chodziło o bajki, lecz o zupełnie inną sprawę i to poważną.

O smoku wawelskim wspominali w swoich dziełach zagraniczni dawni uczeni, historycy i przyrodnicy. Jednakże nie był jedynym potworem krakowskim.
Rzekomy pomnik smoka wawelskiego koło Smoczej Jamy w Krakowie przedstawia zupełnie coś innego, niż to, o czym powszechnie się mówi.

Znany obraz Witolda Pruszkowskiego Smok podwawelski kryje w sobie pewien sekret, który zawiera wielkie przesłanie narodowe. O tym jest ta książka!

 

 

 

 ...

 

Marek Sikorski,

Smoki i smokobójstwo,
Wydawnictwo Sativa Studio 2015 r.

 

 

Spis treści

 

Wprowadzenie do świata potworów i smoków

Smok straszył w grobowcu

Pożytek z kości, sadła i krwi smoka

Sekrety smokoznawców

Smok w świecie antycznym

Potęga i upadek smoka w chrześcijaństwie

Święci smokobójcy i pobożne dziewice

Szlachetni pogromcy smoków

Smoki istnieją, lecz smokobójstwo jest już zabronione

 

 

 

 

Przez wiele stuleci uważali uczeni i teologowie, że smoki istnieją i mają szatańskie pochodzenie. Opowiadano, że spotykano je w morzu, w powietrzu, w górach, w świecie podziemnym, a nawet w grobowcach. Smokoznawcy pisali o własnościach leczniczych smoczych kości i sadła oraz smoczej krwi. Dawny świat był przekonany, że u jego początków miała miejsce kosmiczna walka bogów i herosów ze smokami. Idea smokobójstwa pojawiła się też w chrześcijaństwie. Wielu Świętych Pańskich i kilka Błogosławionych Dziewic oraz niektórzy pobożni rycerze pokonywali te diabelskie stwory. Według biblijnej wizji końca świata zostanie smok pokonany na zawsze. Różne smocze historie mają też swoje przyrodnicze uzasadnienie, a świat nauki odkrył istnienie smoków, ale zabroniono ich zabijania. O tych i innych smoczych osobliwościach jest ta książka.

 

...

 

 

Marek Sikorski

 Smok wawelski w kręgu mitu i historii,

Wydawnictwo Sativa Studio 2012

 

 

Spis treści

 

Wprowadzenie

Rozważania o kościach smoka

Smoczy świat

Chwalebne smokobójstwo

Wincentego Kadłubka wizja potwora

Nadchodzi smok

Mroczna strona Smoczej Jamy

Sekret smoczego pomnika

Dziewica i smok

 

 

 

 

 

 

Niektórzy wspaniali ludzie uważają,  że śmieszną sprawą jest zajmowanie się smokiem wawelskim. W takim razie dlaczego wielcy polscy historycy pisali o smoku wawelskim i to bardzo poważnie?

Smok wawelski – to sławny kiedyś narodowy mit, który dziś sprowadzony został do świata mizernych bajek. Mit smoka wawelskiego jest chwalebną częścią naszej kultury narodowej.

Bajeczna historia o pokonaniu smoka wawelskiego oraz o Kraku – legendarnym władcy jest symbolem obrazującym zaszczytną ideę zwycięstwa nad złem.

Jednakże paradoksem tej bajecznej historii jest fakt, że według wielu źródeł historycznych, w tym tych najstarszych, nie był to smok, lecz potwór.

Nie każdy potwór musiał być smokiem! Dlaczego doszło w polskiej historiografii do zamiany motywu potwora w smoka wawelskiego?

Dlaczego przez wiele stuleci pisano, że to niby Krak pokonał smoka, chociaż źródła historyczne mówią co innego?

Z jakiego powodu pisali o tej bajecznej historii katoliccy duchowni? Czy Wincentemu Kadłubkowi chodziło tylko o bajki ? Chyba nie?!

Z jakiej przyczyny wspominali o smoku wawelskim dawni słynni przyrodnicy – znawcy smoków?

Co właściwie przedstawia rzekomy pomnik smoka wawelskiego w Krakowie? Jaki sekret kryje w sobie obraz Witolda Pruszkowskiego „Smok podwawelski”?

O tym i o innych osobliwościach mitu smoka wawelskiego jest ta książka!

 

...

 

Wydałem też wiele innych książek, na ich temat zob.:

 

www.mareksikorskiksiazki.blogspot.com

 

 

 Pozdrawiam!

Marek Sikorski

 

 

Mistrz Wincenty Kadłubek i zagadka smoka wawelskiego

 

 

Powszechnie mówi się, że od najdawniejszych czasów wawelska bajeczna historia z Krakiem dotyczyła smoka, lecz to nieprawda. Mistrz Wincenty Kadłubek – twórca pierwszej przekazanej w wersji pisemnej historii o wawelskiej bestii – nie pisał o smoku, lecz o potworze. Wincenty Kadłubek, biskup krakowski, późniejszy zakonnik w klasztorze cysterskim w Jędrzejowie, napisał na przełomie XII i XIII wieku słynną Kronikę polską (Chronica Polonorum). Dzieło to, ze wszech miar ciekawe, będące drugą po dziele Galla Anonima kroniką naszego narodu, zawiera wiele motywów będących wytworem fantazji. Wśród nich jest zapis mówiący o historii Grakcha (postać ta później otrzymała miano Kraka lub Krakusa), który z udziałem swoich dwóch synów przyczynił się do pokonania podwawelskiej bestii. W jego kronice można przeczytać: „Był bowiem w załomach pewnej skały okrutnie srogi potwór, którego niektórzy zwać zwykli całożercą. Żarłoczności jego każdego tygodnia według wyliczenia dni należała się określona liczba bydła. Jeśliby go mieszkańcy nie dostarczyli, niby jakichś ofiar, to byliby przez potwora pokarani utratą tyluż głów ludzkich”.

Władca Grakch nie mógł znieść tego potwora i postanowił go zgładzić, ale to zadanie zlecił dwóm swoim synom. Ci wpadli na pomysł, aby podstępnie otruć bestię, dając jej do zjedzenia płonącą siarkę zapakowaną w skórę bydlęcia. Potwór nic nie przeczuwał, zjadł i udusił się od buchających we wnętrznościach płomieni.

Jak głosi dalej to podanie, na ścierwo potwora zleciały się kruki i to od ich krakania wywodzi się nazwa Kraków.

Wincenty Kadłubek nic nie wspominał o żadnym smoku, lecz pisał o potworze, którego w tekście oryginalnym, czyli łacińskim, nazywa olophagiem.

To słowo jest jednak sztucznym tworem językowym wtrąconym do łacińskiego tekstu. Jest połączeniem dwóch słów greckiego pochodzenia, które dają się przetłumaczyć jako pożerający w całości, czyli całożerca. Kadłubek użył tego słowa tylko w odniesieniu do podwawelskiego potwora i nigdzie indziej, chociaż słowo smok (łac. draco) było mu znane.

W swojej kronice użył słowa draco aż dwa razy: w odniesieniu do Bolesława Krzywoustego oraz cesarza Fryderyka Barbarossy. Można posądzać Wincentego Kadłubka o dążenie do zwiększenia literackiej ekspresji, ale też o chęć użycia tego jemu tylko znanego słowa do nazwania potwora inaczej. Taki stan rzeczy zapewne sugeruje, że był to potwór niekoniecznie smoczego pochodzenia, inaczej autor napisałby po prostu draco – smok. Wincenty Kadłubek, jak sam podkreślił, nie wymyślił historii o podwawelskiej bestii, lecz ją usłyszał, czyli dowiedział się o niej z innych źródeł. Dlatego nie można go traktować jako twórcy fantazyjnej opowieści, lecz jako osobę, która tylko przekazała dalej znaną w Krakowie historię.

Istnieje pewien precedens, który wskazuje na motyw walki bohatera z potworem, który nie był smokiem. Był nim na przykład mitologiczny Minotaur, którego pokonał Tezeusz.

W średniowiecznej Europie, a w tym i w naszym kraju, znana była historia zabicia przez Beowulfa potwora Grendala (jednakże po jego zabiciu bohater ten walczył później też ze smokiem). O jego czynach czytamy w epickim utworze z X wieku, pochodzącym z kręgu literatury anglosaskiej, pod tytułem Beowulf – jest to przykład istnienia w kulturze europejskiej motywu pokonania potwora, który nie był smokiem.

Zapewne Kadłubek celowo pisał o potworze, a nie smoku. Chodziło być może o jakieś symboliczne przedstawienie tej istoty w religijnym rozumieniu, a mianowicie jako pożerającego ludzi szatańskiego strażnika piekieł.

Niektóre średniowieczne wizerunki piekieł w sztuce sakralnej pokazują paszczę potwora pożerającą w całości ludzi. Dotyczyło to piekielnego potwora, a nie smoka.

Być może chodziło Wincentemu Kadłubkowi o Lewiatana lub Behemota – szatańskie postacie związane z wyobrażeniem piekła. Sztuka średniowieczna z połowy i końca XII wieku, a więc z czasów za życia Kadłubka, wydała wiele dzieł przedstawiających potwora Lewiatana jako piekielną istotę. Istnieje wiele przykładów pokazujących pożerającego potwora, ale niekoniecznie smoka! Chociażby w katedrze Saint-Lazare w Autun (Francja) spotykamy się z wizerunkiem paszczy pożerającego potwora jako Lewiatana (przykładowo kapitel w przedsionku zachodniego portalu, rzeźba z lat 1130-1145). Znanym dziełem jest Schwytanie Lewiatana, scena z Hortus deliciarum, Herrady von Landsberg, z drugiej połowy XII wieku. Z roku 1125 pochodzi Liber Floridus Lamberti Canonici – tekst teologiczny z ilustracjami, w którym zamieszczono wizerunek Antychrysta jadącego na Lewiatanie, co wskazuje na eschatologiczne traktowanie tego potwora związane z ideą czasu ostatecznego.

Kadłubek pod wpływem apokaliptycznych wizji Antychrysta, Lewiatana i piekieł użył słowa całożerca dla przedstawienia tej wawelskiej historii.

Choć dotyczy ona czasów przedchrześcijańskich, obrazuje w sposób alegoryczny uniwersalną ideę, a mianowicie pokonanie szatańskiego potwora – centrum zła. W sumie sugeruje to, że początki polskiej historii dotyczyły ważnych spraw – tu, na polskiej ziemi pokonano siły piekielne.

Może to wydawać się czystą spekulacją, jak wiele teorii odnoszących się do odległych czasów, ale podkreślić należy, że Wincenty Kadłubek był człowiekiem Kościoła, jego dostojnym duchownym i musiał siłą rzeczy znać

wiele zagadnień z teologii, Biblii i religijnych wizji świata. Bliższe rzeczywistości historycznej wydaje się wytłumaczenie motywu wawelskiej bestii w ramach kategorii religijnych niż świeckich. Dzieło swojego życia napisał on w ciszy klasztoru cysterskiego w Jędrzejowie – jako pokutujący mnich.

W wawelskiej historii z pokonaniem bestii nie należy doszukiwać się wyłącznie

alegorii władcy polskiego w jego świeckim wymiarze, który pokonał potwora szkodzącego poddanym. W tej historii zapewne chodziło o religijny aspekt dziejów świata na wzór biblijny. Przede wszystkim Biblia, Schwytanie Lewiatana, rep. na podstawie Hortus Deliciarum z 1180 r. a nie wyłącznie antyczna literatura, kształtowała umysłowość człowieka z kręgu Kościoła. To, że historia z pokonaniem potwora wawelskiego może mieć związek z literaturą poświęconą antycznym bohaterom, nie oznacza, że owa analogia była inspiracją. Przyjęto, że to literacki utwór Romans o Aleksandrze (inaczej Historia Aleksandra Wielkiego króla Macedońskiego o walkach) stał się źródłem, które zainspirowało do stworzenia motywu pokonania wawelskiej bestii, a utwór ten znany był w Polsce już w XIII wieku.

Równie dobrze można na podobnej zasadzie powiedzieć, że to dawna hebrajska historia z prorokiem Danielem pokonującym smoka stała się inspiracją dla autorów podejmujących wszelkie późniejsze smokobójcze tematy w literaturze. Mistrz Wincenty Kadłubek, raz jeszcze podkreślmy, to człowiek religijny, to biskup i pokutujący mnich przesiąknięty średniowiecznymi wartościami teologicznymi, u podstaw których leżała wizja pokonania zła jako sens istnienia świata, a nie wizja świeckiego władcy, który dla dobra społecznego pokonał szkodzącego ludziom potwora.

Być może Wincenty Kadłubek specjalnie nazwał potwora olophagiem, aby podkreślić szczególny aspekt wydarzenia, jakim było jego pokonanie, ważniejszego niż jakiekolwiek literackie smokobójcze historie, łącznie z ulubionym przez średniowiecznych rycerzy smokobójcą Aleksandrem Wielkim.

Oczywiście istnieje zbieżność dotycząca sposobu zabicia potwora. W dziele o Aleksandrze Wielkim, w jego znanych nam wersjach, jest też mowa o podstępie. Syryjska wersja tego utworu, pochodząca z VII wieku, mówi o podstępnym zabiciu smoka przez podrzucenie mu trucizny zapakowanej w skóry wołów, złożonej z gipsu, smoły, ołowiu i siarki. Na koniec dobito smoka, wrzucając mu do paszczy rozgrzane spiżowe kule.

Inna wersja Romansu o Aleksandrze, zwana koptyjską i pochodząca z około X–XI wieku, mówi o podobnym sposobie zgładzenia smoka, ale trutka składała się ze smoły, siarki, specjalnej trucizny oraz żelaznych haków, a dobito go rozpalonymi kamieniami. Podobną historię opisuje słynny perski poemat Księga królów Firdousiego, prawdopodobnie z 1011 roku.

Wincenty Kadłubek, ilustracja na podstawie grafiki z poł. XIX w. Tutaj skóry nasycono trucizną i naftą, a dobito smoka strzałami z łuków.

Wokół wawelskiego dramatu z potworem narosło wiele teorii i hipotez. Ostatnio sugerowano, że ujmując temat z celtyckiego punktu widzenia, historia przedstawia się inaczej. To Krak był czarnym charakterem, a Smok władcą celtyckiego grodu i został przez niego pokonany.

Podobną spekulacją jest pewna teoria z początku XX wieku, mówiąca, że łodzie skandynawskich wojowników miały dekoracje przedstawiające smoki, a owi wojownicy czynili szkody w okolicach Wawelu i tam mieli swoje gniazdo. Dlatego ich smoki na łodziach skojarzono z niszczeniem. Pokonanie owych wojowników połączono z ideą pokonania smoka; przywódcę ich bowiem nazywano Smokiem i jego to pokonał Krak.

Wracając do źródeł historycznych, zauważamy, że jednak istniał religijny aspekt wawelskich wydarzeń. Chociaż dotyczył on pogańskiego władcy, miał swoją biblijną argumentację. Otóż w Kronice Dzierzwy (Mierzwy), pochodzącej z początku XIV wieku, powtórzono wersję Wincentego Kadłubka oraz dodano, że to zdarzenie ma odniesienie do zabicia smoka przez proroka Daniela. Przypomnijmy, że ów prorok pokonał smoka dzięki podstępnemu podaniu mu trutki: „Wziął tedy Daniel smoły, łoju i sierści, ugotował to razem, zrobił ciasto i dał w paszczę smoka. Smok, zjadłszy, rozpękł się” (Dn 14, 25). Autor Kroniki Dzierzwy wskazał na biblijne pochodzenie wawelskich wydarzeń, a nie na ich świecki wymiar, co potwierdza religijną intencję Wincentego Kadłubka w interpretowaniu wawelskiego dramatu. Księga Daniela była, obok Apokalipsy, najbardziej znaną biblijną księgą w średniowieczu, gdyż dotyczy ona proroctw odnoszących się do spraw ostatecznych, a owa epoka była takimi treściami głęboko przesiąknięta. W takim klimacie, w przekonaniu o końcu świata, żył Kadłubek – człowiek religijny, bogobojny – czczony przez Kościół. Dlatego bliższe prawdy jest interpretowanie historii o zwycięstwie nad potworem w duchu religijnym, ukształtowanym przez Biblię, którą uważano za jedyne wiarygodne źródło wiedzy o początku i końcu świata, o jego sensie i kształcie, o boskim planie i sposobach pokonania zła.

 

/Niniejszy artykuł pochodzi z książki:

Marek Sikorski,

Na tropach smoka wawelskiego.

Rozwiązanie historycznej zagadki,

Wydanictwo Sativa Studio 2016 /

 

 

Na temat autora zob.:

www.marek-sikorski-autor.blog.pl

 

 

 

Na tropach smoka wawelskiego. Rozwiązanie historycznej zagadki

 
"Na tropach smoka wawelskiego. Rozwiązanie historycznej zagadki" - książka Marka Sikorskiego

Niektórzy wspaniali ludzie uważają, że smok wawelski to temat należący wyłącznie do świata bajek dla dzieci. W takim razie, dlaczego wielcy polscy historycy pisali o tej istocie poważnie i czasami nawet dociekliwie?
Smok wawelski to sławny kiedyś mit narodowy. Bajeczna opowieść o pokonaniu smoka wawelskiego oraz o Kraku – legendarnym władcy jest symbolem obrazującym zaszczytną ideę zwycięstwa nad złem. Źródła do dziejów kultury narodowej wskazują, że Polacy byli kiedyś dumni z historii o pokonaniu smoka.
Jednakże pewnym paradoksem tej bajecznej opowieści jest fakt, że według wielu źródeł historycznych, w tym tych najstarszych, nie był to smok, lecz potwór. Nie każdy potwór musiał być smokiem!
W polskiej historiografii doszło do zamiany motywu potwora w smoka wawelskiego.
Kiedyś pisano i to nawet w poważnej literaturze, że to niby Krak pokonał smoka, a źródła historyczne mówią coś innego.
Wincentemu Kadłubkowi, autorowi najstarszego tekstu o tej postaci, nie chodziło o bajki, lecz o zupełnie inną sprawę.
O smoku wawelskim wspominali w swoich dziełach zagraniczni dawni uczeni, historycy i przyrodnicy, jak na przykład Sebastian Münster – autor słynnej kiedyś Cosmographie czy Ulisses Aldrovandi — autor znanego dzieła o gadach i smokach Serpentum et draconum historiae.
Smok wawelski nie był jedynym potworem krakowskim.
Rzekomy pomnik smoka wawelskiego koło Smoczej Jamy w Krakowie przedstawia zupełnie coś innego, niż to, o czym powszechnie się mówi.
Znany obraz Witolda Pruszkowskiego Smok podwawelski kryje w sobie pewien sekret, który zawiera wielkie przesłanie narodowe.
O tym i o innych osobliwościach dziejów mitu smoka wawelskiego jest ta książka!

 

Marek Sikorski

Na tropach smoka wawelskiego

Rozwiązanie historycznej zagadki

Wydawnictwo Sativa Studio 2016

ISBN 978-83-939333-8-9

 

Spis treści

Od autora
Skandal w Krakowie
O kościach smoka na Wawelu
Wincenty Kadłubek pisał o potworze
Spór o smoka wawelskiego
O Smoczej Jamnie inaczej
Zagadka smoczego pomnika
Smok chce pożreć Polonię
Wybrana bibliografia

 

Na temat autora zob.:

 

www.marek-sikorski-autor.blog.pl

 

Na temat tej książki zob.:

 

http://tropami-smoka-wawelskiego.blog.pl/

 

image

 

Projekt graficzny Katarzyna Malkusz

www.sativastudio.pl

image

 

Zgładzono smoka z Klagenfurtu

 

Znaczek pocztowy z ilustracją smoka z Klagenfurtu

 

Smoki pokonywano najczęściej przez podstępne podanie im trutki lub w inny przebiegły sposób, zwykle jednak unikano spontanicznej walki. W sposób podstępny zgładzono smoka z Klagenfurtu (niem. der Lindwurm von Klagenfurt) w Karyntii (Austria). Zamieszkiwał on bagna i pożerał wszystko, co się nadarzyło, w tym też ludzi. Ówczesny władca, książę Karast, postanowił zgładzić potwora, a dla tego, kto to uczyni, przeznaczył w nagrodę ziemię i różne bogactwa. Jednak jedynym sposobem pokonania miał być podstęp.

Fontanna ze smokiem na rynku w Klagenfurcie, grafika z końca XIX wieku

W tym celu wybudowano wieżę, a w niej ukryli się śmiałkowie. Do wieży przywiązano tłustego byka i przy min ukryto hak. Smok przyszedł zeżreć ofiarę i połknął wraz z nią hak. W ten sposób obezwładniono potwora i zabito go. Swego czasu odkryto w okolicy czaszkę prehistorycznego gada. Myślano, że to szczątki owego potwora. Czaszkę tę, jako wzór, wykorzystano w 1590 roku do wykonania rzeźby przedstawiającej tego smoka jako główną część dekoracji fontanny (niem. der Lindwurmbrunnen). Stoi ona po dziś dzień na środku miasta Klagenfurt[1].

[1] Wilhelm Bӧlsche, Drachen, Stuttgart 1929, s. 64-65.

 

Na temat autora zob .też:

www.marek-sikorski-autor.blog.pl

 

 

Kamień smoczy. Historia pewnej mistyfikacji medycznej

Kamień smoczy, ilustracja z dzieła
J.J.Scheuchzera,  Natur-Geschichte des Schweizerlandes..., Zürich 1746

 

Smok to dzieło szatana, to stwór istniejący poza bożym porządkiem przyrody – tak sądzili przez stulecia różni teologowie[1] i , co ciekawe, wielcy przyrodnicy badający świat gadów, czyli tzw. smokoznawcy, np. Konrad Gesner, Ulisses Aldrovandi i wielu innych[2]. Od czasów starożytnych aż do połowy XVIII wieku powstało wiele dzieł z zakresu wiedzy o przyrodzie, w których jednoznacznie stwierdzono, że smoki to realne istoty świata fauny, lecz diabelskiego pochodzenia. „Draco assimilatur diabolo” - tak bowiem czytamy we słynnym traktacie o smokach napisanym przez Ulissesa Aldrovandiego[3], a dzieło otrzymało kościelną aprobację[4].

Uważano, że smok należał (obok demonów i diabłów) do istot rzeczywistych, a w jego istnienie wierzono aż do epoki oświecenia. Dopiero wielka Encyklopedia Francuska stanowczo odrzuciła przekonanie o istnieniu smoków nazywając je bajecznymi postaciami[5]. O tego czasu nastąpił wręcz gwałtowny upadek wiary w istnienie tych rzekomych zwierząt.

Smoki należały do istot ze świata religii i dawnej, religią przesiąkniętej wiedzy o przyrodzie. Były one źródłem strachu podobnie jak wiele innych składników religii, np. szatan i piekło. Współcześnie uczyniono z motywu smoka źródło zabawy i rozrywki oraz temat bajek dla dzieci, lecz przed stuleciami drżeli przed nim ludzie i czynili wszystko, aby go pokonać i mieć korzyść ze je pokonania. Jak bardzo obawiano się smoków, ale też wierzono w ich pokonanie, poświadczają różne, oczywiście legendarne, życiorysy postaci świętych zawarte w dziełach hagiograficznych lub literackie opowieści o rycerzach smokobójcach[6]. Naliczono kilkadziesiąt przykładów postaci zwyciężających smoki[7].

Jednakże ze smokami łączy się pewna paradoksalna sprawa. Otóż, te rzekome zwierzęta, uważane za uosobienie diabła, posiadały własności szkodliwe dla zdrowia ludzkiego, ale też i pożyteczne. Z jednej strony mówiono o szkodliwym działaniu smoków, np. że rozsiewają choroby, ale też doceniano rzekome własności lecznicze pochodzące z niektórych części ich ciała. W dawnych czasach medycy nawet udzielali porad dotyczących leczenia obrażeń spowodowanych przez smoki. W ówczesnej medycynie mówiono i to poważnie o pożytecznych oraz leczniczych właściwościach niektórych części ciała smoka. O tym można przeczytać w wielu historycznych poradnikach lekarskich i zielarskich. W naszym kraju znanych jest kilku dawnych lekarzy i zielarzy, np. Hieronim Spiczyński (zm. 1550 r.)[8], Stefan Falimirz (żył w I. poł. XVI w.)[9] i Marcin Siennik (zm. 1588 r.)[10].

Byli oni autorami poradników medycznych, a w nich tekstów o smokach i o zagrożeniach z ich strony oraz o sposobach wykorzystywania niektórych części ich ciała do celów leczniczych. Cechą wspólną tych dzieł jest to, że zawierały one podobne teksty i ilustracje. Z tego wynika, że miały one zwykły komercyjny charakter. Te poradniki cieszyły się powodzeniem. W dużej mierze opierały się na pewnym niemieckim poradniku zielarskim, a mianowicie na często wydawanym od końca XV wieku dziele Gart der Gesundheit[11]. W tychże poradnikach lekarskich czytamy o smokach i różnych potworach oraz o leczniczych własnościach niektórych części ich ciała i o leczeniu skutków smoczych ataków, takich jak pogryzienie. Autorzy ci uważali, że smoki są jadowite i gryzą oraz atakują, uderzając ogonem, a jak uderzą nim, zarażają chorobą. A rany spowodowane przez smoki należy opatrywać okładem z piołunu lub spożywać to gorzkie zielsko. Rana zadana przez smoka morskiego powinna być leczona przez posmarowanie siarką i octem. Dobrym środkiem leczącym ukąszenia smoka jest sadło krokodyla – znany i ceniony lek w dawnych czasach. Jednakże skuteczną metodą jest okładanie rany mięsem smoka, według starej metody leczenia tego samego przez to samo: „Tenże Avicenna i Solienus tegoz smoka mieso gdy go rozetnie i przilozi na rane tedy sie goi. Sok piołunowy gdy go pusci na rane od smoka uczynioną tedy i goi. Gdy smok zagrizie tedy trzeba naskrobac i nasypać na rane, a będzie zdrow od bolesci i od jadu” (wg oryg. - przyp. autora.)[12].

Wszelka wiedza o dobroczynnych skutkach wykorzystywania smoczego ciała sięga czasów starożytnych. Pliniusz Starszy (23-79), na którego autorytet powoływali się też wspomniani medycy, w swojej Naturalis historiae sporo miejsca poświęcił wykorzystywaniu smoczych organów do przeróżnych celów, w tym leczniczych i innych praktycznych w życiu[13].

Pliniusz Starszy twierdził, że jak położy się głowę smoka pod próg domu i modląc, poleci się bogom, to dom stanie się szczęśliwszy. Jak zmiesza się wydzielinę z oczu smoczych z miodem, a potem się tym posmaruje, to nawet najbojaźliwsi nie będą mieć w nocy żadnej zjawy. To jednak nie wszystko z tych smoczych bzdur Pliniusza Starszego, bo napisał, że tłuszcz z serca smoka zawiązany w skórę sarny i przywiązany do ciała żyłą jelenia pozwalał wygrywać procesy. Kości smocze powodują, że można żyć na równi z bogatymi, a zęby smocze zapakowane w skóry kozie i przywiązane żyłami jeleni łagodzą srogich władców. W tym dziele czytamy też, żeprzed tłuszczem smoków uciekają jadowite stworzenia.

Przez stulecia rozpowszechniano rzekome smocze szczątki, resztki, a nawet smoczą krew, a przede wszystkim kości smoka. W starożytnym Rzymie kapłani pokazywali ludziom rzekome kości smoka, który został pokonany przez Perseusza, a w rzeczywistości były to kości wieloryba[14]. Ludzie znajdowali w jaskiniach lub w grotach szczątki kości różnych zaginionych, prehistorycznych gatunków zwierząt. Ze względu na ich rozmiary i miejsce znalezienia kojarzono je z resztkami po smokach. Owe kości mielono i dodawano do różnego rodzaju smarowideł, a następnie sprzedawano jako panaceum na wszystko. Kości smocze ceniono i nawet wieszano je w świątyniach, oczywiście nie zdawano sobie sprawy, że to resztki po kopalnych zwierzętach, np. od kilku stuleci aż do dziś na jednej ze ścian katedry na Wawelu wiszą kości rzekomego smoka (oczywiście tak głosi tradycja, okazało się z czasem, że to resztki po prehistorycznym wielorybie, mamucie i nosorożcu)[15].

Nawet w literaturze pięknej znajdujemy motyw rzekomych smoczych kości. O zwyczaju ich wieszania w kościołach wspomniał, np. Adam Mickiewicz w sławetnym Panu Tadeuszu[16].

W epoce średniowiecza wieszano w niektórych kościołach wyprawione skóry krokodyli i traktowano je jako trofea po rzekomo pokonanych smokach. Taki zwyczaj wprowadzili krzyżowcy. Smocze trofea, kości i nawet specjalnie wypreparowane rzekome prawdziwe małe smoki należały do cenionych towarów na rynkach handlowych. Oczywiście sprzedawano falsyfikaty, to znaczy wysuszone jaszczurki z przyklejonymi skrzydłami nietoperzy. Przekonywano kupujących, że to smocze maleństwa, które są najbardziej skuteczne w medycynie, no i w domyśle pomocne w czarach, ale to było tylko wiadome dla wtajemniczonych. Hieronim Cardano (1501-1576), uczony włoski, matematyk, lekarz i astrolog pisał, że osobiście widział, jak w Paryżu sprzedawano spreparowane i fałszywe smoki[17].

Przed stuleciami wierzono w skuteczność medyczną używania smoczego ciała jako lekarstwa. Średniowieczny przyrodnik Konrad z Megenbergu (1309-1374) polecał spożywanie mięsa smoczego jako lekarstwa, np. język smoka należało osuszyć i namoczyć w winie, a potem to pić. Powinno to działać dobrze przeciwko złym duchom. Nawet ludzie Kościoła, jak św. Hildegarda z Bingen (1098-1179) – zielarka i lekarka, teolog i filozof, mniszka benedyktynka – wierzyła w skuteczność medyczną smoczego ścierwa. Była ona autorką dzieła o przyrodzie, w którym pisała o istnieniu smoków. Twierdziła, że mają one w sobie ogień, ale ich ciało nie jest ogniste, lecz trują oddechem, bo smoki posiadają w sobie diabła i dlatego nienawidzą ludzi. Zalecała używanie smoczej krwi w celu leczenia chorób, m.in. kamieni nerkowych. Jednakże podkreślała, że tylko w odpowiedniej postaci spreparowanego lekarstwa należy używać, gdyż picie samej czystej krwi powoduje nagłą śmierć. Oczywiście krew smocza istnieje ale jako nazwa preparatu chemicznego i jest od wieków używana w lecznictwie, nosi nazwę „sanguis draconis”[18]. Jest to naturalnego pochodzenia żywica o ciemnoczerwonym kolorze, nie ma ona zapachu ani smaku. Swoją nazwę zawdzięcza bajkowym opowieściom o smoku walczącym ze słoniem. Wskutek zadanych ran i wymieszania się krwi tych zwierząt powstaje właśnie smocza krew.

W XVI wieku odrzucono wiarę w istnienie smoczej krwi, stało się to za sprawą wielkiego przyrodnika i smokoznawcy Konrada Gesnera (1516-1565), który potraktował to jako historię niezbyt godną wiary i wskazał na żywicę z pewnego drzewa w Indii i na wyspach atlantyckich[19] (łac. Daemonorops dracena, palma rosnąca w Azji Południowo-Wschodniej i na wyspie Sokotra oraz w innych rejonach świata – przyp. red.). W Europie można nabyć smoczą krew jako produkt naturalnego pochodzenia w postaci żywicy w roztworze w kroplach, zalecany do celów pseudomedycznych i paramagicznych, rzekomo oczyszcza środowisko ze złej energii a nawet ma ponoć działanie antybaktryjne, antygrzybiczne i antywirusowe (w sprzedaży w np. niemieckich aptekach jest smocza krew – „das Drachenblut” też pod nazwą ”Sangre de Grado” i pochodzi z okolic Peru, Ekwadoru i Kolumbii). Jest to ta sama żywica, o której mówiono przed stuleciami jako o prawdziwej smoczej krwi. Chociaż te smocze medyczne historie są już bajkami, to jednak do dziś w Chinach sprzedaje się lekarstwa z mielonych kości krokodyli lub ich tłuszczu, a jest to pozostałość wiary w cudowne własności smoczych organów. Chińczycy robią też lekarstwa z mielonych kości prehistorycznych zwierząt i uznają je za panaceum na wszystkie dolegliwości.

Wspomniany wcześniej uczony szwajcarski, przyrodnik i znawca smoków Konrad Gesner był przekonany, jeśli chodzi o korzyści ze smoka, że istniał kamień smoczy[20]. Według niego smoki miały w głowie kamień. Posiadał on nadzwyczajną moc, która działała tylko wtedy, jeśli tenże kamień pochodził z żyjącego smoka. Starożytny pisarz Pliniusz Starszy jako jeden z pierwszych autorów pisał o rzekomym kamieniu w głowie smoka. Jego przekaz o tym kamieniu został poważnie potraktowany przez potomnych i przeszedł do tradycyjnej wiedzy o smokach.

Dzieło Pliniusza Starszego Naturalis historiae należało we średniowieczu i w czasach nowożytnych do najczęściej wydawanych i przez to utrwaliło to przekonanie zarówno o istnieniu smoków oraz o smoczym kamieniu[21]. Tak oto Pliniusz pisał o smoczym kamieniu: „Draconites albo draconita tworzy się w głowie smoków, ale w ten czas staje się drogim kamieniem gdy będzie żywym (smokom) ucięty; albowiem zwierzę jest zazdrosne czują śmierć swoję. Ucinają tedy głowę śpiącym. Sotakus ( właściwie Sotacus – autor starożytny, przyp. aut.), który pisze, drogi kamień ten u króla jednego widział, powiada, że szukający go jadą na parokonnych wozach a spostrzegłszy smoka rzucają lekki sen wzniecające i tak mu łeb ucinają. Kamień ten ma bydz (sic!) biały i przezroczysty i nie puszcza żadnej politury ani sztuki” (pisow. oryg.).

Tekst o kamieniu smoczym autorstwa Pliniusza był powtarzany przez innych autorów w następnych stulecia, np. przez Soliniusa i Isidora z Sewili - autora jednego z najważniejszych chrześcijańskich dzieł na temat przyrody, świata, ludzi i zwierząt oraz boskiego porządku, a mianowicie Etymologiarum sive Originum [22].

O smoczym kamieniu wspomniano w różnych zielnikach i poradnikach medycznych oraz w traktatach o przyrodzie, jak np. Das Buch der Natur Konrada z Megenbergu (1309 - 1374), w którym czytamy, że w głowie smoka znajduje się kamień. Jest on bezwartościowy jeśli wydobędzie się go z martwego smoka. Dlatego odważni ludzie skradają się do legowiska smoka i tam rozbijaja głowę smokowi i z jeszcze żyjącego wydobywają tenże kamien. Jest on wspaniałym śrdokiem leczniczym przeciwko porażeniom przez jadowite zwierzęta oraz wszelkim zatruciom. Kamień smoczy jest przeźroczysty i przeświecający. Jest on popularny wśród wschodnich władców[23].

Oczywiście należy podkreslić, że ten tekst Konrada z Megenbergu oparty jest o dzieło Pliniusa Starszego i Izydora z Sewilii (w zasadzie we wszystkich dziełach, w których jest mowa o smokach opierano się o Pliniusza Starszego).

Również w jednym z najpopularniejszych nowożytnych zielników a mianowicie Gart der Gesundheit mowa jest o kamieniu smoczym pochodzacym z żyjacego smoka. Kamień ten miał rzekomo posiadać własności lecznicze skuteczne w przypadku ukąszeń przez jadowite zwierzęta[24] . Podkreślano lecznicze jego własności, skuteczne w przypadku zatrucia jadem groźnych zwierząt i w chorobach, takich jak krwotoki.

     Najgłośniejsza historia o smoczym kamieniu pochodzi z Lucerny w Szwajcarii[25]. Otóż w 1421 roku pewien chłop o nazwisku Stämpfli zobaczył w górach koło Rothenburga ognistego smoka, który leciał w kierunku Pilatusa (niem. Berg Pilatus) w Alpach. Straszliwy smród jaki roznosił smok spowodował, że ów chłop zemdlał i w tym momencie spadło coś na ziemię. Jak już doszedł do siebie, zobaczył on okrągły okrwawiony kamień porzucony przez rzekomego smoka. W 1509 roku sprzedał ten przedmiot Rudi, wnuk Stämpfliego, lekarzowi Martinowi Schriberowi, który wykorzystał łatwowierność ludzi i chwalił rzekome cudowne własności owego smoczego kamienia. Jest prawdopodobne, ze Schriber przekształcił ten kamień i nadał mu pewne cechy sugerujące jego rzekomą prawdziwość. Po prostu oszlifował, pomalował i wypalił [26].

Historia tego przedmiotu i jego sprzedaży została nawet udokumentowana pisemnie i potwierdzona przez świadków[27] , oczywiście jakikolwiek dokument nie mówi o prawdziwości przedmiotu , lecz jedynie potwierdza łatwowierności ówczesnych ludzi. W 1519 roku wykorzystywano ten kamień do leczenia skutków zarazy. W 1523 roku potwierdzono rzekome medyczne własności tego kamienia, przy którego pomocy leczono różne choroby, m.in. krwotoki. Lekarz Schriber złożył przed burmistrzem i radą miejska Lucerny oświadczenie. Potwierdził w obecności tych świadków, że przedmiot ten jest jego własnością i jest to prawdziwy kamień. Stwierdził on też ,że przez osiemdziesiąt lat ukrywał on ten kamień w obawie przed zamiarem zdobycia go przez trzecie osoby lub chęcią zakupienia go przez rożnych władców. Po śmierci Schribera kamień dostał się w ręce Drothei Moser. W 1564 roku otrzymał ten kamień w spadku Johann Kraft. Najprawdopodobniej z czasem ucichła sława tego kamienia. Kamień zmieniał właścicieli a jednym z nich był Ludwig Schürf a później rodzina Cloos. Z rąk do rąk przechodził ten smoczy kamień. Posiadał go też inne rodziny jak Flekenstein i przez wiele lat rodzina Meier von Schauensee.

 

Kamień smoczy, ilustrcja z  dzieła
J.L. Cysata, Beschreibung dess berühmbten Lucerner- oder 4. Waldstätten Sees...,
Lucern 1661

 

 

 

W czasach nowożytnych wielu historyków i badaczy przyrody zwracało uwagę na ten kamień. Jednym z nich był jezuita Athahasius Kircher, który w dziele poświęconym światu podziemnemu pisał o rzekomym istnieniu smoków i kamienia w ich głowie[28]. Kircher pisząc o kamieniu smoczy opierał się na dziele

Johanna Leopolda Cysata (1601 – 1663), który historię smoczego kamienia opracował w sposób obszerny w znanym kiedyś w Szwajcarii dziele pt. Beschreibung dess Berühmbten Lucerner oder 4. Waldstaetten Sees und dessen Fürtrefflichen Qualiteten und sonderbaaren Eygenschafften wydanym w 1661 roku[29].W tej książce napisał on o smokach i ich pochodzeniu a przy tym sporo zaczerpnął z tekstów Pliniusza Starszego. Zasługa tego autora jest to, że opublikował dwa historyczne dokumenty dotyczące kamienia smoczego, jeden z 1509 roku a drugi z 1523 roku. Te dokumenty są poświadczeniami złożonymi przez wspomnianego lekarza Schribera i innych świadków potwierdzających rzekomą prawdziwość kamienia smoczego z Lucerny i jego własności leczniczych.

 

Johann Jacob Scheuchzer, Natur-Geschichte des Schweizerlandes..., Zürich 1746

 

Jednakże największy rozgłos kamieniowi smoczemu z Lucerny nadał Johann Jakob Scheuchzer (1672-1733)[30] – lekarz żyjący w Zurychu, badacz przyrody historyk, filolog i teolog, jeden z najbardziej zasłużonych szwajcarskich uczonych, znawca przyrody alpejskiej, w tym minerałów i paleontologii. Uważał on , że smoki istnieją i oty napsiał w kilku dziełach[31]. A jego słynnym dziełem jest Natur Geschichte des Schwizerlandes[32], w którym m.in. pisał o rzekomo żyjących w Aplach smokach i smoczym kamieniu. Scheuchzer podkreślił wielkie znaczenie i wartość kamienia smoczego dla Szwajcarii i twierdził, że jest to jedyny w Europie przykład. Podobnie jak wielu innych przyrodników zajmujących sie gadami i smokami swoje twierdzenia opierał on na dziele Pliniusza Starszego oraz Cysata, których zresztą cytuje. Jego zdaniem kamień smoczy wydobywa się z głowy żywego smoka. Autor ten podał szczegóły dotyczące używania kamienia smoczego oraz zakres jego leczniczych własności. Jego zdaniem kamień smoczy leczy choroby związane z krwawieniem, w tym krwawieniem u kobiet a nawet jest skuteczny w leczeniu zarazy. Używa się go przez przykładanie na chore miejsce na ciele człowieka lub pocieranie tym kamieniem owego miejsca.

Scheuchzer podał też historię o innym smoczym kamieniu a mianowice pochodzącym rzekomo z Indii. Jednakże autor ten nie był do końca pewny, że taki indyjski smoczy kamień istnieje. Twierdził on, że być może chodzi tu o jakiś inny rodzaj kamienia, jak np. rzekomy kamień z głowy węża.

Autor ten aby uwiarygodnić historię smoczego kamienia, podobnie jak Cysat, opublikował wspomiaie wcześniej dwa dokumety wystawione przez burmistarz i radę Lucerny a potwierdzajace zeznania lekarza Schribera odnośnie owego kamienia. Ten szwajcarski uczony rozsławił kamieńm smoczy, który w XVIII wieku należał do najbardziej znanych „panaceum“ w Europie. Jednakże z końcem tegoż stulecia zaczęto traktować ów przedmiot w kategoriach bajek[33]. Tak jest siłą rzeczy do dziś, ale historia owego kamienia jest jednym z wielkich mitów w dziejach kultury i medycyny w Szwajcarii[34].

W dawnej Polsce też znano historię tego kamienia smoczego. O nim wspominał ksiądz Benedykt Chmielowski w pochodzącej z I poł. XVIII wieku encyklopedii pt. Nowe Ateny: ”W Helwecji albo Szwajcarach na górze Piłatowej Gospodarz kosząc jeden siano, ex opposito ujrzał wielkiego smoka, który z siebie jakiś wypuszczał likwor, tym widowiskiem zrazu przestraszony, po tym się ośmieliwszy, zbliżył się, znalazł, krew stygła i zgęsłą, a w niej Kamień, który po dziś dzień w Lucernie Mieście chowany, różne leczy choroby ”[35] ( wg oryg.).

W 1929 roku tenże kamień zakupiły z rąk prywatnych władze kantonu Lucerny. Obecnie znajduje się on w zbiorach Natur-Museum w Lucernie i swego czasu należał do najbardziej popularnych eksponatów muzealnych. W 2006 roku przebadano metodami naukowo-technicznymi ten kamień i stwierdzono, że jest to pomalowana gliniana kula, ale posiadająca specyficzne radioaktywne własności, które sugerują, że chodzi tu o jakiś związek z meteorytem. W XIX wieku sugerowano, że prawdopodobnie jest to kamień będący jakimś pomalowanym meteorytem[36].

 

 

[1] Stanisław Kobielus, Bestiarium chrześcijańskie, Warszawa 2002, s. 294 - 298.

[2] Conradi Gesneri…, Historiae animalium…, lib. V, Tiguri 1587, passim; Ulisses Aldrovandi, Serpentum et draconum historiae libri duo..., Bononiae 1640, s. 312-427; Athanasius Kircher, Mundus subterraneus, in XII libros digestus:.., Tomus II, Liber Octavus, Caput II, De Draconibus subterraneus, Amstelodami 1678, s. 89 – 97; Christiano Ludovico Arendes, De dracone et basilisco..., Halberstadii 1670, rozdz. XVI, brak nr. stron; Edward Topsell, The History of four footed beasts and serpents,London 1607, passim; Georg Caspar Kirchmaier, Disputationes zoologicae de basilisco, unicornu, phoenice, behemoth, leviathan, dracone.., Jenae 1736, s. 79-93; Albertus Seba, Locupletissimi rerum naturalium…,Amstelaedami 1734, vol. 1, tabl. CII; Jan Jonston, Naturalis historiae de Insectis Libri III, De Serpentibus et Draconibus Libri II, Francofurti ad M. 1653, s. 34-37.

 

[3]Ulisses Aldrovandi, Serpentum et draconum historiae…, op. cit., s. 342.

[4] W dziele Serpentum et draconum Ulissesa Aldrovandiego znajdujemy adnotację Inkwizycji mówiącą o zgodności jego dzieła z prawdami wiary; znajduje się ona na stronie bez numerów, na początku księgi, zaraz po dedykacji. Adnotację ergo imprimatur podpisał Fr. Hieronymus Onuphrius, doktor świętej teologii i konsultor Świętej Inkwizycji. zob. Ulisses Aldrovandi, Serpentum et draconum historiae libri duo..., op. cit., brak nr str.

 

[5]Encyclopedie, ou Dictionaire raissone des sciences, des artes..., t. 5, Paris 1751, s. 104.

[6] Marek Sikorski, Smoki i smokobójstwo, Wydawnictwo Sativa Studio 2015, s. 37 – 66.

[7] Ewa Kulik, Tropami wielkiego gada, Warszawa 2009, s. 46; Uwe Steffen, Drachenkampf. Der Mythos vom Bӧsen, Kreuz-Verlag 1986, s. 218; autor ten podaje, że w hagiografii istniało 60 postaci świętych walczących ze smokami.

[8] Hieronim Spiczyński, O ziołach tutecznych y zamorskich y o moczy ich…,Kraków 1551, passim.

[9] Stefan Falimirz, O ziołach i o mocy ich, Kraków 1534, passim.

[10] Marcin Siennik, Herbarz, to jest ziół tutecznych, postronnych i zamorskich opisanie, co za moc mają…, Kraków 1568, passim.

[11] Gart der Gesundheit zu latein hortus sanitatis, Strassburg 1536, passim; jednakże jedno z pierwszych wydań pochodzi z 1485 roku.

[12] Stefan Falimirz, O ziołach…, op. cit., brak nr. stron.

[13] C. Plinii Secundi, Naturalis historiae, Paris 1685; o smokach jest w księdze 8 w rozdziałach 8, 11, 12, 17, w księdze 10 w rozdziale 92, w księdze 11 w rozdziale 77, w księdze 29 w rozdziale 20, s. 151-152, 156, 465, 571-572, 686-687.

[14] Andrzej Nowicki, Podróż w świat średniowiecznych cudów, Warszawa 1954, s. 64.

 

[15] Marek Sikorski, Smok wawelski w kręgu mitu i historii, Wydawnictwo Sativa Studio 2012, s. 13 – 19.

[16] Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz, Warszawa 1990, s. 216-217.

 

[17] Daniel Farson, Angus Hall, Tajemnicze potwory, Warszawa1994, s.143.

[18] Otto Lueger, Drachenblut, [w:] Lexikon der gesamten Technik und ihrer Hilfswissenschaften, Bd. 3, Stuttgart–Leipzig 1906, s. 14-15.

[19] Konrad Gesner, Schlangenbuch, das ist ein grundtliche und vollkomne Beschreybung aller Schlangen…,Zürich 1589, s. 38; cytat: „Dann das recht Trackenblüt / sanguis Draconis/ ist nichts anderes dann ein safft/ der wie rot blüt/ auβ den bӧumen in India und den Inseln deβ Atlantischen meers herfür tropffet“.

[20] Ibidem, s. 39; cytat: „Man findt in tracken haupt ein stein, der trackenstein genennet”.

[21] Przykłady średniowiecznych wydań: Plinius Secundus, Historia Naturalis ... Rome 1470; Plinius Secundus,Naturalis Historiae ... Venice 1469;  przykłady nowożytnych wydań: Caii Plinii Secundi, Das Weitberumbten Hochgelehrten alten Philosophi,.., Franckfurt a. M. 1571, s. 109-110; Plinius Secundus, Büchern… von der Natur aller Creaturen, Frankfurt 1618, s. 154-158. Polskie wydanie dzieł Pliniusza Starszego, np. K. Pliniusza Starszego Historyi naturalnej ksiąg XXXVII, Poznań 1845, passim. Od średniowiecza do pocz. XX wieku ukazało się ok. 160 wydań Pliniusza Starszego Historii naturalnej w języku łacińskim, niemieckim, francuskim, hiszpańskim, angielskim, polskim a nawet rosyjskim (na podstawie wykazu bibliograficznego wydań tego dzieła zawartego na stronie: www.minrec.org, zakładka: library, hasło: Plinius Secundus; zob. http://www.minrec.org/library.asp).

[22]   Peter Busch, Das Testament Salomos: Die älteste christliche Dämonologie, kommentiert und in deutscher Erstübersetzung, Texte und Untersuchungen zur Geschichte der altchristlichen Literatur,  Tom 153,  Berlin 2006, s. 175-177.

[23] Das Buch der Natur von Conrad von Megenberg, Die erste Natrugeschichte in deutscher Sprache, Bearbeitet von Hugo Schulz, Greisfswald 1897, s. 227-228, 381-382 (oryginał  tego średniowiecznego dzieła jest zachowany w Bibliotece Uniwersytetu w Heidelbergu :Cod. Pal. germ. 300, Konrad von Megenberg, Das Buch der Natur , Hagenau - Werkstatt Diebold Lauber, um 1442-1448?)

 

[24] Gart der Gesundheit…, op. cit.,  s. 114.

[25] M.A. Feierabend, Der Luzerner Drachenstein :naturgeschichtliche Abhandlung, “Verhandlungen der Schweizerischen Naturforschenden Gesellschaft”, 46 (1862), s. 89 – 97.

[26] Ibidem, s.  91; cytat: “Es ist sehr wahrscheinlich, dass Martin Schryber es war, welcher den Stein nach Uebung der Alten einer Umgestaltung mittelst Drehscheibe, Pinsel und Feuer unterwarf”.

[27] Johann Jacob Scheuchzer, Natur-Geschichte des Schweizerlandes…, Erster Theil, Zürich 1746, s. 420-424.

 

[28]Athanasius Kircher, Mundus subterraneus, in XII libros digestus:.., Tomus II, op. cit. , s. 94.

[29] Johann Leopold Cysat,  Beschreibung dess berühmbten Lucerner- oder 4. Waldstätten Sees, und dessen Fürtrefflichen Qualiteten und sonderbaaren Eygenschafften, Lucern 1661, s. 176-181.

[30] Hasło: Scheuchzer Johann Jakob, [w:] Meyers Großes Konversations-Lexikon, Band 17. Leipzig 1909, s. 745.

[31]W tomie drugim jego dzieła o historii przyrody w Szwajcarii jest sporo o smokach, zob.: Johann Jacob Scheuchzer, Natur-Geschichte des Schweizerlandes, samt seinen Reisen über die Schweizerische Gebürge, Zweyter Teil,Zürich 1746, s. 219-238. 

 

[32]Johann Jacob Scheuchzer, Natur-Geschichte des Schweizerlandes…, Erster Theil, op. cit.,  s. 420-424.

[33]Grammatisch-kritisches Wörterbuch der Hochdeutschen Mundart, Band 1, Leipzig 1793, S. 1533 , cytat: „ein fabelhafter Stein, welcher in den Köpfen der Drachen gefunden werden soll“.

[34]Janine Heini,  Pilatus. Eine sagenumwobene Natur- und Kulturgeschichte, Luzern 2014, s. 67 – 82.

 

[35] Benedykt Chmielowski, Nowe Ateny, albo Akadamia wszelkiej sciencyi pełna…, Kraków 1966, s. 333 (współczesne wydanie na podstawie oryginalnego tekstu z poł.  XVIII wieku).

 

[36] M.A. Feierabend, Der Luzerner Drachenstein…, op.cit. ,  s. 91

 

 

Opracowano na podstawie książki:

Marek Sikorski, Smoki i smokobójstwo, Wyd. Sativa Studio 2014.

Na temat tej książki zob.:

www.smokobojcy-smoki.blog.pl

Na temat autora zob.:

www.marek-sikorski-autor.blog.pl

 

 

PRZYKŁADY PRELEKCJI NA TEMAT KAMIENIA SMOCZEGO

 

 

Zapraszamy na prelekcję z ilustracjami!   

Kamień smoczy. Historia pewnej mistyfikacji medycznej  

dr Marek Sikorski

 

Kamień smoczy był do ok. połowy XVIII wieku w Europie najsłynniejszym  panaceum medycznym.

Jego historia sięga XV wieku. Zachował się on do naszych czasów i jest wystawiony

jako eksponat w Muzeum Przyrody w Lucernie. W 2006 roku specjalna komisja

naukowa przeprowadziła badania nad tym przedmiotem a wyniki stały się rewelacyjne.

 

Spotkaniu towarzyszy promocja książki

Smoki i smokobójstwo  


Dr Marek Sikorski jest historykiem sztuki, historykiem
oraz 
autorem wielu książek, m.in. o Nysie i Otmuchowie.  
 


 Dnia 8 października 2015 roku, o godz. 17:00

w Miejskiej i Gminnej Bibliotece Publicznej w Nysie

 

 

 

Film na temat promocji mojej książki o smoku wawelskim:
Marek Sikorski, Smok wawelski w kręgu mitu i historii,

Wyd. Sativa Studio 2012.

 

Więcej na temat tej książki jest na stronie:
www.marek-sikorski-autor.blog.pl

 

Marek Sikorski i książki
Marek Sikorski i książki

 

Ostatnio wydałem też książkę na temat smoków i smokobójstwa:
Marek Sikorski, Smoki i smokobójstwo, Wyd. Sativa Studio 2105,
 więcej o tej książce jest na stronie:
www.smokobojcy-smoki.blog.pl

"Smoki i smokobójstwo" - fragment książki Marka Sikorskiego

 

 

 

 

 

Na temat autora tej książki zob. stronę:

www.marek-sikorski-autor.blog.pl

Na temat tej książki zob. stronę:

www.smokobojcy-smoki.blog.pl     

 

 

 

Wprowadzenie do świata potworów i smoków

fragment książki:

Marek Sikorski,

Smoki i smokobójstwo,

Wyd. Sativa Studio 2015, s. 5-13.

 

      Na początku dziejów świata pojawił się smok. To on zjawił się w raju i spowodował upadek człowieka. Św. Augustyn (354-430) - filozof, teolog i jeden z największych autorytetów Kościoła twierdził, że smok był obecny w raju: „Draco eiecit Adam de paradiso”[1]. Jego obecność towarzyszyła historii ludzkości, siejąc zło, nienawiść, nieszczęścia i zgorszenie. Pod koniec świata będzie on ostatecznie pokonany. To wydaje się nieprawdopodobne, ale biorąc pod uwagę religijne rozważania dawnych filozofów i teologów chrześcijańskich, które oparte były na autorytecie Biblii, należy jasno podkreślić, że przez stulecia

mówiono o obecności smoka w raju. Ten sięgający czasów starochrześcijańskich pogląd przetrwał aż do połowy XVIII wieku i uwidaczniają to niektóre dawne traktaty o historii naturalnej i religii[2].

        Biblia wyraźnie mówi, że szatan był smokiem: „I został strącony wielki Smok, Wąż starodawny, który się zwie diabeł i szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię: został strącony na ziemię” (Ap 12,9). Słowa te stawiają znak równoważności między szatanem, wężem i oczywiście smokiem.

Węża kusiciela, tego z raju, traktowali pierwsi egzegeci, Ojcowie Kościoła oraz Doktorzy Kościoła jako szatana identycznego ze smokiem. Węża i smoka w kulturach starożytnych stawiano na tym samym poziomie znaczeniowym, wręcz utożsamiano te istoty.

    Powszechnie znana jest historia kuszenia Adama i Ewy przez węża (Rdz 3,1), ale zapomina się, że dawna eschatologia, apokaliptyka wyraźnie głosiła, że dzieje zbawienia zaczynają się nie od grzechu pierworodnego, lecz  od strącenia smoka z nieba i kończą się jego pokonaniem[3]. Zbawienie to pokonanie Antychrysta objawionego jako smok[4]. Z pokonaniem owego Antychrysta - szatana, zła i grzechu oraz jego znamienia, czyli grzechu pierworodnego wiąże się ściśle idea i misja Zbawiciela oraz cała teologia zbawienia świata. Również w danych opisach dziejów świata, czyli w kronikarstwie, mowa jest o strąceniu na Ziemię Antychrysta jako smoka[5]. Należy odróżnić dzieje świata, w tym historię kusiciela w raju, przedstawione w żydowskiej Biblii od wizji zbawienia w chrześcijaństwie stworzonej na podstawie interpretacji Pisma Świętego, w tym Apokalipsy oraz egzegezy Ojców Kościoła.

     W sztuce sakralnej, a jest ona niepodważalnym świadectwem czasu, przedstawiano nieraz szatana, tego z ogrodu rajskiego, jako smoka[6]. Przykładów jest wiele, a jednym z nich są średniowieczne „Drzwi z brązu”, z ok. 1015 roku, w katedrze w Hildesheim. Owe drzwi przedstawiają niektóre sceny ze Starego i Nowego Testamentu. Jedna ze scen pokazuje Boga Ojca w rajskim ogrodzie, który ręką wskazuje na Adama, a ten na Ewę a ona pokazuje na smoka u jej stóp. Scena ta konkretnie uwidacznia wskazanie przyczyny grzechu, czyli zła a był nią oczywiście smok.

         Niegdyś uważano, że smoki oraz wszelkiego rodzaju bestie, potwory i tajemnicze zwierzęta były diabelskiego pochodzenia. Bóg ich nie stworzył, lecz powstały one jako skutek działania sił Lucyfera.

        Wyobrażenia i wizerunki potworów należą do powszechnych składników wielu kultur i religii. Zainteresowanie tymi istotami sięga najodleglejszych czasów ludzkiej cywilizacji i kultury[7]. Świadczy o tym historia sztuki i literatury, a także dzieje kultów religijnych, a nawet nauki przyrodnicze ubiegłych stuleci, gdyż o potworach pisano w ramach wiedzy o zwierzętach. W dawnych czasach wierzono w istnienie potworów[8], ale współcześnie  też mówi się na ich temat[9].

Kiedyś całkiem poważnie uważano, że smoki należą do świata potworów i zaliczano je też do rzeczywistego świata fauny. O nich czytamy w starodawnych kronikach, w różnych dziełach religijnych oraz w wielu dawnych opracowaniach na temat świata przyrody[10]. W średniowiecznych dziełach literackich, zachowanych w postaci manuskryptów posiadających m.in. ilustracje smoków, spotykamy historie o rycerzach walczących z bestiami, olbrzymami, potworami i smokami (np. Beowulf, Siegfried, Iwein, Sir Lancelot, Tristan, Dietrich, Wigalois, Wolfdietrich, Ortnit i kilku innych, łącznie z opowieściami o Aleksandrze Wielkim, który też walczył ze smokami).

        Jednym ze źródeł wiedzy o potworach i smokach było średniowieczne kronikarstwo. Przykładem są Roczniki, czyli kroniki słynnego królestwa napisane przez Jana Długosza w XV wieku. Obok opisu zdarzeń historycznych jest mowa w tym dziele o różnych dziwnych zjawiskach świata religii i przyrody, o różnych legendarnych dziejach i postaciach, w tym o słynnym smoku wawelskim. Czytamy tam np. też o potworze wyłowionym w 1278 roku z jeziora koło Krakowa: „Przy trzecim zaś zapuszczeniu sieci, które wyciągających kosztowało najwięcej trudu, okazało się, że schwytano i wyciągnięto strasznego potwora, którego oczy były czerwone, ogniste i płonące żarem, a kark kończył się kozią głową. Wszystkich zebranych ogarnęło na jego widok takie przerażenie, że zostawili krzyże i chorągwie i bladzi, i drżący rozbiegli się, gdzie popadło. U niektórych z nich wystąpiły chorobliwe wrzody. A potwór napędziwszy ludziom strachu, skoczył do wody pod lód i jakby na skrzydłach latając i miotając się po całej przestrzeni jeziora, wywoływał straszliwy szum i łoskot”[11].   

           Historie o istnieniu potworów pochodzą z czasów starożytnych, ale wiele pisano o nich średniowieczu i później. Uważano, że istnieją hybrydy, czyli „monstra biforia” a o tym pisał m.in. mnich, teolog i filozof Honoriusz z Autun (ok. 1080 - ok. 1150)  w dziele De imagine mundi[12]. Słynny Marco Polo (1254-1324) w swoim opisaniu podróży po świecie przekazał też różne wiadomości o rzekomych potworach i smokach. Jego dzieło zyskało sławę, a średniowieczne jego wydania w postaci manuskryptów posiadały przedziwne ilustracje potworów i smoków[13].

            W starożytności, w średniowieczu i w czasach nowożytnych powstawały dzieła dotyczące przyrody, w których w myśl religijnej wiedzy wspominano o istnieniu potworów i smoków. Jedną z pierwszych owych encyklopedii, w której czytamy o smokach, bazyliszkach i potworach jest Etymologiarum sive Originum św. Izydora z Sewilli (560-636) – wielkiego uczonego, Doktora Kościoła[14]. Oczywiście powstało wiele innych dzieł a przykładem jest średniowieczna encyklopedia o podobnej treści napisana przez Hrabana Maura (780-856) czy  traktat Liber Floridus Lamberta de Saint – Omer[15] lub kompendium wiedzy o przyrodzie jakim jest  Das Buch der Natur[16] z ok. 1442-1448 roku, napisany przez Konrada z Megenbergu (1309-1374), w którym czytamy o wężach morskich, hydrach i smokach. Wiele wiadomości o potworach i dziwnych stworach zawierały różnego rodzaju poradniki medyczne i zielarskie, jak np. wielokrotnie wydawany w różnych latach i też w różnych językach Gart der Gesundheit[17].

           Na temat istnienia potworów czytamy też w słynnej Weltchronik Hartmanna Schedela (1440-1515) z 1493 roku (łac. Liber cronicarum,  wyd. z 1493 roku.). Jest historia świata, w której  wspomniano też o dziwnych ludziach, potworach i straszydłach zamieszkujących odległe regiony świata[18]. Autor ten korzystał z różnych średniowiecznych dzieł kronikarskich. W nich historię świata interpretowano na wzór biblijny. Dzieje człowieka przedstawiano siłą rzeczy jako wydarzenia tożsame z historią biblijną, czyli od opisu stworzenia świata i poprzez różne wydarzenia starotestamentowe (np. Die Weltchronik Heinricha von Münchena czy Die Weltchronik Rudolfa von Emsa oraz Die Weltchronik Otto von Freisinga). W Biblii jest mowa o istnieniu potworów. Biblijny obraz świata  był jedynym możliwym kiedyś źródłem interpretacji rzeczywistości i dziejów, a zawarte w tej księdze przekazy o potworach traktowano jako prawdziwe. Zatem nic nie przeszkadzało  kronikarzom poważnie podchodzić do sprawy istnienia potworów. Innym istotnym źródłem wiadomości o potworach w Weltchronik Hartmanna Schedela były dzieła: Pliniusza Starszego i św. Augustyna a także św. Izydora z Sewilli[19].         Znane w całej Europie dzieło opisujące dzieje świata i przyrodę - Cosmographia Sebastiana Münstera (1488-1552), wydana w 1545 roku, wznawiane kilkanaście razy i to w różnych językach, też przekazuje, obok biblijnej wersji dziejów świata, wiadomości o dziwnych istotach, potworach a nawet o smokach[20].

Wiedzę o nich rozpowszechniała również nowożytna literatura, np. pisarz francuski Pierre Boaistuau (1517-1566), autor Histoires Prodigieuses, monstre engendre… z 1560 roku[21].

Wizerunki potworów utrwalił także Giovanni Battista de Cavalieri (1526-1597). Był on autorem grafik przedstawiających dziwne istoty, które zawarto w zbiorze Opera nel a quale vie molti Mostri de tute le parti del mondo antichi et moderni z 1585 roku[22].

                 Do świata potworów zaliczano też przedziwne i często straszne istoty rzekomo żyjące w morzach. Jednym z przykładów, który  miałby wskazywać na  istnienie potworów  w głębinach  jest  mapa morska zwana Carta Marina[23]. Przedstawia ona liczne wizerunki dziwnych stworzeń zamieszkujących wody północne. Została ona  wydana w Wenecji w 1539 roku, a jej twórcą był Olaus  Magnus (zm. 1557 r.), uczony i humanista, duchowny katolicki.  Napisał on też Historia de gentibus septentrionalisbus, które  wydano w Rzymie w 1555 roku. Jest to dzieło o ludach północnych, w tym też o potworach ziemskich, morskich i innych przeróżnych stworach oraz o dziwnych istotach jak np. olbrzymi (giganci) i o osobliwych zdarzeniach,  w tym o walkach i wojnach a także o świecie przyrody, o różnych zwierzętach, rybach i ptakach, o metalach i minerałach[24]. Wspominał on również o istnieniu smoka morskiego – „draco marinus”[25] a także przedstawił kilka historii bohaterów walczących ze smokami[26]. Dzieło Olausa Magnusa cieszyło się uznaniem a o tym świadczy fakt, że było ono wiele razy wznawiane i tłumaczone na różne języki, np. na język niemiecki[27].

       Również w nowożytnych opracowaniach dotyczących systematyki świata fauny pisano o potworach i osobliwych zwierzętach, takich jak hydry, gryfy, syreny i jednorożce oraz smoki. Wiedzę w tym zakresie zapoczątkowały dzieła Konrada Gesnera (1516-1565), słynnego szwajcarskiego przyrodnika[28], o którym będziemy jeszcze wielokrotnie wspominać. 

        Głośną księgą o potworach była swego czasu Monstrorum historia napisana przez uczonego i przyrodnika włoskiego Ulissesa Aldrovandiego (1552-1605) i wydana w 1642 roku w Bolonii[29], który też, o czym osobno powiem, napisał traktat o smokach. Drugim, w zasadzie podobnym pod względem zawartości, dziełem było De monstrorum caussis, natura et differentiis napisane przez Fortunia Licetiego (1577-1657) wydane w 1635 roku. Posiada ono „aprobationes”, czyli zgodę Świętej Inkwizycji jako niebędące w sprzeczności z nauką Kościoła: „non vi e cosa contra la Santa Fede Catolica”[30]. Jednakże należy podkreślić, że nie chodziło tu o przedstawianie fantazji i bzdur. Rzecz dotyczyła typowego dla poprzednich epok interpretowania i pokazywania anomalii w przyrodzie, których ówczesny człowiek nie rozumiał i traktował je w kategoriach religijnych jako skutek działania szatańskich sił.

        Człowiek epoki starożytnej, średniowiecza i czasów nowożytnych poważnie podchodził do sprawy istnienia potworów. Świat, w którym żył, traktowano jako królestwo szatana – zwyrodnialca i potwora nad potworami. Wierzono, że szatan objawia się przez straszne zwierzęta i może też stwarzać zwierzęta, ale tylko te, które nazywano niedoskonałymi. Były to muchy, myszy, żaby, węże no i oczywiście smoki. Dzielono zwierzęta na dwie grupy: pochodzące od boskiego stworzenia i powstałe ze zgnilizny, przy udziale szatana. Tak uważał wielki średniowieczny uczony, filozof i przyrodnik, dominikanin Albert Wielki oraz niektórzy inkwizytorzy. O tym czytamy w jednym z najsmutniejszych i najstraszniejszych utworów, jakie ludzkość stworzyła, a mianowicie w Malleus Maleficarum (Młot na czarownice) napisanym przez dominikanina Heinricha Kramera (1430-1505) i dominikanina Jakoba Sprengera (1438-1494), wydanym w 1485 roku i wielokrotnie wznawianym w różnych wersjach[31].

Smok to oczywiście dzieło szatana, stwór istniejący poza bożym porządkiem przyrody. Uważano, że należał on (obok demonów i diabłów) do istot rzeczywistych, a w jego istnienie wierzono aż do epoki oświecenia. Smoki były istotami ze świata religii i dawnej, religią przesiąkniętej wiedzy o przyrodzie. Były one źródłem strachu podobnie jak wiele innych składników religii, np. szatan i piekło.

Współcześnie uczyniono z motywu smoka źródło zabawy i rozrywki oraz temat bajek dla dzieci, lecz przed stuleciami drżeli przed nim ludzie i czynili wszystko, aby go pokonać. Jak bardzo obawiano się smoków, ale też wierzono w ich pokonanie, poświadczają różne życiorysy postaci świętych zawarte w dziełach hagiograficznych. Naliczono kilkadziesiąt przykładów postaci zwyciężających smoka[32]. Od początku XIX wieku zaczęto usuwać z dzieł hagiograficznych, czyli żywotów świętych, historie o smokach, bo uważano je za zbyt fantazyjne, a nawet ośmieszające prawdy wiary.

       Słowo „smok” nie oznacza nic pozytywnego. We wielu językach świata ma negatywne znaczenie. W języku greckim, bo w tym języku po raz pierwszy w kulturze europejskiej mówiono i pisano o smoku, oznacza to słowo groźne spojrzenie lub istotę o strasznych oczach. Od greckiego „drakan” – oznaczającego smoka (właściwie znaczy bystrooki) – pochodzi łacińskie słowo „draco”, niemieckie „der Drache” i angielskie „dragon”. W języku czeskim smok todrak”. Stąd też w polskim istnieje słowo „drakoński”, czyli okropny i straszny.

       Smoki kojarzono z gadami, wielkimi wężami i innymi im podobnymi zwierzętami[33]. Już w starożytności pisano, że pochodzą one od wężów. Jeżeli wąż miał skrzydła, to był już smokiem, niezależnie od tego, czy posiadał dwie lub cztery nogi. Smoki były często czarnego koloru, z zielonymi pręgami na brzuchu, miały długi pysk, który po rozwarciu ułatwiał połykanie. W pysku znajdowały się ostre zęby. Oprócz tego ich gęba posiadała wąsy, ale nie z włosów, lecz ze skóry. Język ich był podzielony na dwie części, co miało ułatwiać polowanie na ludzi i zwierzęta. Ich ciało okrywały łuski podobne do tych, jakie mają gady, ale były one znacznie twardsze. Wiele smoków posiadało skrzydła nie pokryte łuskami, lecz błonami, jakie mają nietoperze. Smoki mało spały i dobrze słyszały, a jak oddychały, to gwizdały. Powietrze wokół nich ulegało skażeniu od wydzielanej przez nich pary. Zwierzęta te odżywiały się prawie wszystkim. Jadły zioła, jaja, połykały ptaki, pożerały zwierzęta i ludzi. Nawet potrafiły pokonać słonia. Osiągały nawet długość ok. 30 kroków[34].

Jeżeli wąż pożerał innego węża, to zamieniał się w smoka. Jednak najbardziej rozpowszechniony był pogląd, że te istoty powstają w wyniku wymieszania się nasienia różnych zwierząt, czyli poczęte zostają podobnie jak inne potwory[35]. Smoki to rodzaj anomalii w świecie zwierząt. Powszechnie przyjęto, że żyły one głównie w Północno – Wschodniej  Afryce i w Indiach, ale też niektórzy historycy nawet w epoce nowożytnej uważali, że smoki żyły w załomach skał, wskazywano na Alpy jako miejsce ich usadowienia się. Ponoć miały one żyć w miejscach niedostępnych i wilgotnych, ale również tam, gdzie jest złoto i srebro. Mówiono o nich, że należą też do świata podziemnego i przebywają na dnie wulkanów. Uważano, że istnieje także grupa smoków głębinowych, żyjących w morzach.

      Nowożytna wiedza na temat smoków, bo w tej epoce najwięcej o nich pisano, stworzyła pewną ich klasyfikację według wyglądu i miejsca przebywania. Oto kilka wybranych przykładów: „draco pythius Aloru” (smok w postaci węża), „draco ex Raia effictus” (smok bez kończyn, ale ze skrzydłami podobnymi do nietoperza), „draco altet ex Raia exficcata concinnatus” (smok jako potwór z kończynami i skrzydłami w postaci błon), „draco bipses” (smok z dwiema nogami, długą szyją i ogonem oraz z wielkim brzuchem), „draco alatus Apes” (smok w postaci węża, o paszczy psa i ze skrzydłami), „draconis alati figura ex parco” (smok ze skrzydłami, dwiema kończynami, paszczą i długim ogonem), „draco Aethiopicus” (smok też ze skrzydłami, ale grubym brzuchem, długim ogonem i groźną paszczą)[36] oraz „draco marinus” (smok morski, z dwoma łapami i ogonem)[37].

            Nowożytni przyrodoznawcy, podobnie jak ich średniowieczni poprzednicy, uważali smoki za osobną grupę zwierząt i odróżniali ją od innych potworów, jak hydry, gryfy i bazyliszki. Nie traktowali ich zamiennie z innymi przerażającymi istotami, bo nie każdy potwór musiał być smokiem. Przez stulecia uważano, że smoki jako gady należały do grupy istot posiadających cechy morfologiczne wspólne z innymi gatunkami zwierząt. Łączyły one w sobie cechy węża, elementy latających zwierząt i rysy drapieżników. Smoki należały do tzw. grupy istot mieszanych, to jest łączących w sobie cechy różnych postaci zwierząt[38].

           Świat smoków jest olbrzymi, to kilka tysięcy lat tradycji mitologicznej, a także wiele wieków kultury religijnej oraz kilkanaście stuleci dziejów nauk przyrodniczych. Do tego smoczego świata należy dołączyć niektóre dzieła sztuki, literatury oraz kultury ludowej. Prawie każdy kontynent ma swoje smocze historie. Istnieją opowieści o smokach azjatyckich, afrykańskich, nawet amerykańskich i oczywiście europejskich, tych z mitologii, religii i legend oraz ludowych podań[39].

 

[1] Stanisław Kobielus, Bestiarium chrześcijańskie, Warszawa 2002, s. 294.

 

[2]  Np.  na pocz. XVIII twierdził przyrodnik, fizyk i teolog J.  Cyprian, że smok był w raju i kusił pierwszych ludzi; zob. Johannes Cyprian, Historia Animalium. In qua plerorumque Animalium praecipuae proprietates ad usum eikonologikon breviter, T. I, Leschius 1712, s. 376-377; podobnie czytamy też w innych dziełach z tej epoki, np. zob. Henricus Canisius, Thesaurus monumentorum ecclesiasticorum et historicorum, sive Henrici Canisii lectiones antiquae, ad saeculorum ordinem digestae variisque opusculis auctæ quibus praefationes historicas, animadversiones criticas et notas in singulos auctores, T. 2, Amstelaedami 1725,  s. 354; cytat: „Sic enim draco diabolus, loquendo, nova falsa promittendo decepit hominum in paradiso”.

[3] Wilhelm Neuß, Apokalypse (Geheime Offenbarung des hl. Johannes), [w:] Reallexikon zur deutschen Kunstgeschichte, Bd. 1, Stuttgart 1935, szp. 751–781. 

[4] Oswald Erich, Antichrist (Antenchrist, Entkrist, Endechrist, Widerchrist), [ w:] Reallexikon zur deutschen Kunstgeschichte, op. cit.,  szp. 720–729.

[5] Ibidem

[6] Np. wizerunki istoty przypominającej smoka spotykamy w scenie pokazującej Ewę w rajskim ogrodzie, przedstawiały to niektóre egzemplarze Speculum humanae salvationis, znanego i rozpowszechnianego w średniowieczu w różnych krajach dzieła religijnego; jeden z egzemplarzy jest w zbiorach Det Kongliche Bibliotek w Kopenhadze i pochodzi z początku XIV wieku; innym przykładem jest rzeźba Ewy ze smokiem z katedry w Reims, z XIII wieku; więcej na ten temat zob. E. Lucchesi Palli, Drache, [w:] Lexikon der christlicher Ikonographie, Bd. 1, Rom-Freiburg-Basel-Wien 1968, szp. 517; też zob. Liselotte Stauch, Drache, [w:] Reallexikon zur deutschen Kunstgeschichte, Bd. 4, Stuttgart 1958, szp. 353.       

 

 

[7] Christopher Dell, Potwory. Bestiariusz przedziwnych stworzeń, Warszawa 2012, s. 6-10, 68-91.

[8] Reuben Stone, Potwory i tajemnicze miejsca, Katowice 2000, s. 6-99.

[9] Matt Lamy, 100 najdziwniejszych, niewyjaśnionych zagadek i tajemnic świata, Warszawa 2007, s. 9-44.

[10] Anna Wieczorkiewicz, Monstruarium, Wydawnictwo Słowo/obraz Terytoria, 2009, passim.

[11] Cytat zaczerpnięty został z: Jan Długosz, Roczniki czyli Kroniki Sławnego Królestwa polskiego, Księgi VII i VIII, bez r.w., s. 253-254, przekład na język polski Julia Mrukówna, edycja komputerowa: http://www.historycy.org/index.php?act=Attach&type=post&id=15747; również zob. Jana Długosza dziejów polskich ksiąg dwanaście, t. 2, ks. 7, Kraków 1868, s. 434.

[12] Stanisław Kobielus, Bestiarium chrześcijańskie, op. cit., s. 24.

[13] Marco Polo, Devisement du monde (Livre des Merveilles), ok. 1410-1412, Paris (Bibliothèque nationale de France), s. 29, 55, 76.

[14] Liselotte Stauch, Drache, op. cit., szp. 347.

 

[15]  Liber floridus, Lambert de Saint – Omer (zbiory Biblioteki Uniwersytetu w Genewie),  passim.

[16] Konrad von Megenberg, Das Buch der Natur, Hagenau – Werkstatt Diebold Lauber, ok. 1442-1448 (w zbiorach Biblioteki Uniwersytetu w Heidelbergu), passim.

[17] Gart der Gesundheit zu latein hortus sanitatis, Strassburg 1536, passim; jednakże pierwsze wydanie pochodzi z 1485 roku.

[18] Hartmann Schedel, Weltchronik, Nürnberg 1493, s. 11-13.

[19] Ibidem, s. 12; Hartmann Schedel w swoim tekście wyraźnie wskazał na Pliniusza Starszego i św. Izydora z Sewilli oraz na św. Augustyna jako źródła pochodzenia opowieści o potworach, cytat: „Von mancherlay gestaltnus der menschen schreiben Plinius, Augustinus vnd ysidorus die hernachgemelten ding” (sic!).

[20] Sebastian Münster, Cosmographia. Beschreibung aller Lender (pis. org.), Basel 1545, s. 705-713; ten sam, Cosmographiae universalis Lib.VI. in quibus, iuxta certioris fidei scriptorum traditionem describuntur, Basileae 1550, s. 1097-1098, 1149-1152. 

[21] Pierre Boaistuau, Histoires Prodigieuses, monstre engendre sur les confins, Paris 1560, passim.

[22] Giovani Battista de Cavalieri, Opera nel a quale vie molti mostri de tute le parti del mondo antichi et moderni, 1585 (zbiory The British Museum), passim.

[23] Na temat tego dzieła zob. : Richard Ellis, Potwory głębin. Lewiatan, węże morskie…., Warszawa 1999, s. 40-71.

[24] Olaus Magnus, Historia de gentibus septentrionalibus, earumque diversis statibus, conditionibus, moribus, ritibus ... necnon universis pene animalibus in Septentrione degentibus, eorumque natura, Romae 1555, s. 187-189.

[25] Ibidem, s. 760.

 

[26] Ibidem, s. 187-189.

[27] Olaus Magnus, Olai Magni Historien der Mittnachtigen Länder, Basel 1567, passim.

[28] Conradi Gesneri…, Historiae animalium…, lib. V, Tiguri 1587, passim.

[29] Ulisses Aldrovandi, Monstrorum historia cum paralipomenis historiae omnium animalium, Bononiae 1642, passim.

[30] Fortunio Liceti, De monstrorum caussis, natura, et differentiis: lib. 2; in quibus ex rei natura monstrorum historiae..., Patavii 1634, passim; na stronach 263-264 znajdują się trzy adnotacje cenzorów i inkwizytorów.

[31] Seweryn Mosz, Artur Adamiak, Młot na czarownice. Najważniejsza, najmądrzejsza i najbardziej znacząca książka świata, Katowice 2007, s. 76. W oryginalnym tekście czytamy też o smoku w znaczeniu apokaliptycznym, zob. Mallevs Maleficarvm in Tres Divisvs Partes, In quibus Concurrentia ad maleficia, Maleficiorum effectus, Frankfurt am Main 1580, s. 156, np. „[…] non tamen duratione, ita quod illud Apocal. 12. Draco de coelo cadens, traxit tertiam partem stellar. Et in figura Leviathan habetur”. Dzieło to miało różne wydania i wersje, a w jednej z nich jest więcej o smokach, i to w różnych kontekstach, zob. Malleus Maleficarum, ex multis auctoribus conflati, quorum nomina a tergo habentur, Tomus alter, Lugduni 1596, s. 48, 111, 115, 181, 204.

[32] Ewa Kulik, Tropami wielkiego gada, Warszawa 2009, s. 46; Uwe Steffen, Drachenkampf. Der Mythos vom Bӧsen, Kreuz-Verlag 1986, s. 218; autor ten podaje, że w hagiografii istniało 60 postaci świętych walczących ze smokami.

[33] Zofia Drapella, Od Lewiatana do Jormungandra, Gdańsk 1976, s. 123-145.

[34] Konrad Gesner, Schlangenbuch, das ist ein grundtliche und vollkomne Beschreybung aller Schlangen…, Zürich 1589, s. 36-37; Wilhelm Bӧlsche, Drachen, Stuttgart 1929, s. 25-26.

[35] Benedykt Chmielowski, Nowe Ateny albo akademia wszelkiej…, Kraków 1966, s. 299 (współczesne wydanie na podstawie oryginalnego tekstu).

[36] Ulisses Aldrovandi, Serpentum et draconum historiae libri duo..., Bononiae 1640, s. 312-427.

[37]Ten sam, Monstrorum historia cum paralipomenis historiae omnium animalium..., op. cit., s. 156.

[38] Heinz Mode, Stwory mityczne i demony. Fantastyczny świat istot mieszanych, Warszawa 1977, s. 118-153.

[39] Karl Shuker, Dragons. A natural history, London 1995, s. 9-116.